czwartek, 3 grudnia 2020

Rozdział 1



Zaciskam mocno powieki. Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje. Boję się otworzyć oczy, tak bardzo boję się. Mam pustkę w głowie. Nie wiem dlaczego. Myśl, że nie jestem w stanie nic sobie przypomnieć, przeraża mnie. Serce bije mi jak oszalałe. Próbuję wsłuchać się w ten dźwięk. W ten sposób mam nadzieję, że ukoję nerwy. Ale to nie pomaga. Robi mi się słabo i chyba zaraz upadnę. Zaraz… ja chyba siedzę na ziemi. Głośno wypuszczam powietrze. Zaczynam się trząść. Czy to normalna reakcja mojego organizmu na zdenerwowanie? Nie pamiętam…
 Winter, posłuchaj mnie.
Melodyjny głos dociera do moich uszu. Winter? Tak mam na imię? A może ta osoba zwraca się do kogoś innego? Czy ktoś tu jeszcze jest?
Powoli podnoszę powieki, by zobaczyć, skąd pochodzi odgłos. Otwieram oczy, ale szybko je zamykam. Słońce. Okrutnie mnie razi. Czuję łzy. Zaraz jedna spłynie po moim policzku.
– Winter…
Ten głos się niecierpliwi. Biorę kolejny, głęboki wdech, a następnie wypuszczam powietrze, tym razem ciszej. Ponawiam próbę otwarcia oczu. Przez rażące słońce mrugam wiele razy. Nie mogę przestać tego robić, by normalnie spojrzeć. Pieką mnie oczy, z których łzy spływają po policzkach, niczym wodospad. Drżącą dłonią szybko je ocieram. Dopiero teraz czuję, że jest wiatr. Odczuwam to na mojej wilgotnej skórze. Pociągam kilka razy nosem, a następnie próbuję odszukać osobę, która jeszcze przed chwilą odezwała się do mnie. Nie jest to łatwe, bo widzę rozmazany obraz. Szybko przecieram oczy. Tak jest lepiej.
Przede mną stoi jakaś postać. Nie wiem, czy to kobieta, czy mężczyzna. Po brzmieniu głosu mogę wywnioskować, że jest to kobieta, ale czy na pewno? Mężczyzna chyba też może mieć łagodny głos. Niepewnie przyglądam się nieznajomej, bądź nieznajomemu. Osoba ubrana jest w czarną pelerynę, która doskonale zakrywa posturę ciała. Na głowie ma kaptur, zasłaniający całą twarz. Mrużę oczy, ale nie jestem w stanie dopatrzeć się nawet najmniejszych rysów twarzy. Dlaczego nie chce pokazać swojego wizerunku?
Osoba robi krok w moim kierunku, więc odruchowo cofam się. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że znajdowałam się w pozycji klęczącej. Teraz siedzę na tyłku i chyba upadłam na jakiś kamień, bo czuję ból w pośladzie. Zaciskam szczęki, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Boję się to zrobić. Boję się nawet cokolwiek powiedzieć. Mam ochotę rozpłakać się. Czuję, że do moich oczu znów napływają łzy, ale nie chcę, żeby spłynęły po policzkach. Wtedy pokażę, że jestem słaba, że się boję. Nie chcę tego. Ale czy to ma jakieś znaczenie?
– Winter, nie możesz zbliżać się do ludzi – mówi melodyjny głos. – Obiecaj mi, że tego nie zrobisz.
Nie jestem pewna, czy dobrze słyszę. Jestem tak zdenerwowana, że chyba nie myślę racjonalnie. Próbuję przetworzyć słowa nieznajomej osoby, ale to jest ciężkie. Głównym tematem w mojej głowie jest myśl, dlaczego nic nie pamiętam. To okropne! Miałam jakiś wypadek?
– Winter!
Podskakuję. Głos słyszę tuż przy uchu. Niespodziewanie czuję na ramionach silny uścisk. Krzyczę. Chyba krzyczę, bo nie wiem, czy wrzask dochodzi z moich, czy czyichś ust. Chcę się odsunąć, ale uścisk jest żelazny. Wyrywam się i okładam pięściami osobę, która nie chce mnie puścić. Boję się. Ona mi coś zrobi. Muszę się ratować!
– Uspokój się i mnie wysłuchaj! – Postać przewraca mnie na plecy i przywiera do mnie całym ciałem. – Nie mamy dużo czasu! – Czuję na twarzy jej oddech. – Nie możesz zbliżać się do ludzi – syczy.
Moje ciało przechodzą silne dreszcze. Chyba zaraz zwymiotuję. Mam chaos w głowie. Chcę coś powiedzieć, ale w gardle mam ogromną gulę. Nie mogę wydusić z siebie żadnego słowa. Łapczywie nabieram powietrze. Nie mogę się uspokoić.
– Musisz się schować. Nie zbliżaj się do nikogo – poucza mnie. – Nie wiesz, kto jest twoim wrogiem.
Jestem przerażona. Wrogiem? Ktoś chce mnie skrzywdzić? Dlaczego? Czy ja mogę umrzeć?! 
Mam kolejny odruch wymiotny. Z trudem przełykam ślinę. Moim ciałem wstrząsa następny, silny dreszcz.
– Obiecaj mi, że będziesz ostrożna.
Boję się tej osoby. Lekko kiwam głową. Obawiam się, że jak nie zareaguję, ten ktoś coś mi zrobi. Muszę tylko stwarzać pozory, że wszystko do mnie dociera. Może wtedy będę bezpieczna chociaż na chwilę.
Bezpieczna… Zaczynam płakać. Nie jestem w stanie tego powstrzymać. Nie panuję nad swoim ciałem.
– Nie rób mi krzywdy – szlocham.
Nie wierzę, że to mówię. Jestem na tyle przerażona, że słabo rozumiem, co dzieje się wokół. Chcę zamknąć oczy i zniknąć. Marzę, by pojawić się w bezpiecznym miejscu, gdzie będę sama. Przecież musi być takie miejsce. Ale czy takie znam? Czy jest ktoś, kto mógłby mi pomóc? Czy ta osoba by mnie jeszcze pamiętała? Czy ja ją rozpoznam?
– Najlepiej dla ciebie, jeśli będziesz wiodła życie w samotności. – Słyszę. – Chyba, że spotkasz kogoś, kto jest taki sam, jak ty.
Marszczę czoło. Taki sam, jak ja? Co to znaczy?
Przełykam głośno ślinę. Próbuję wydostać się spod ciężaru postaci, ale nie mogę. Poddaję się. Nie mam siły na dalszą walkę. Jeśli mam umrzeć, to z jakiegoś powodu. Chyba jest mi już wszystko jedno. I tak nic nie pamiętam.
Czuję na policzku delikatne muśnięcie. Chcę odsunąć dłoń tej postaci, ale nie mogę się ruszyć. Po chwili zdaję sobie sprawę z tego, że dłoń jest smukła i bardzo delikatna. Chyba należy do kobiety. Mężczyzna nie miałby takiej dłoni. Niemożliwe, by taką miał. A chłopiec to przecież nie jest.
Momentalnie uspakajam się. Wprawdzie serce wciąż bije mi jak oszalałe, jednak ten dotyk jest taki delikatny i… zmysłowy? Zdaję sobie sprawę, że ten kontakt to najprzyjemniejsza rzecz, jaka spotkała mnie w ciągu ostatnich kilku minut. Nagle pragnę, by ta chwila trwała wiecznie. A jeszcze przed momentem chciałam zostać sama. Przechodzi mi przez myśl, że ta osoba chyba naprawdę nie chce zrobić mi krzywdy. Jednak czy to nie są tylko pozory? Może chce mnie zmylić i tak naprawdę ma w tym wszystkim jakiś ukryty cel?
– To twoje – mówi krótko, a po chwili dodaje: – Poradzisz sobie. Wierzę w ciebie.
Postać wstaje. Odruchowo nabieram łapczywie powietrze. Dziwnie czuję się, gdy na klatce piersiowej nie mam ciężaru. Podnoszę ciężką dłoń, która po chwili opada na moje piersi. Pod palcami wyczuwam coś zimnego.
Słyszę kroki. Ta osoba chyba się oddala. Czy ona chce mnie zostawić? Tak normalnie sobie teraz pójdzie? Zostawi mnie tutaj całkiem samą?! W jakimś obcym miejscu? Chcę się podnieść, ale moje ciało odmawia posłuszeństwa. Jest strasznie ciężkie. Z trudem przewracam się na prawy bok. Twarz zasłaniają mi włosy, więc szybko je zgarniam. Skupiam się w celu usłyszenia kroków, ale do moich uszu nie dochodzi żaden dźwięk. Zostałam sama…
– Masz na imię Winter. – Serce zaczyna mi bić jeszcze szybciej.
Podpieram się na ramieniu i próbuję odnaleźć wzrokiem kobietę. Nigdzie jej nie widzę. Najszybciej, jak tylko mogę, próbuję wstać, ale to nie wychodzi. Ledwo podnoszę się na klęczki i zaraz upadam. Nie mam siły. Zgarniam z oczu niesforne kosmyki włosów i rozpaczliwie rozglądam się dookoła. Nie widzę nikogo. Naprawdę mnie zostawiła. Jak mogła mnie zostawić? Przecież ja nic o sobie nie wiem. Nawet nie wiem, gdzie się znajduję. A jeśli coś złego może mnie tutaj spotkać?
Nawet nie wiem kiedy nabieram w dłonie ziemię. Orientuję się, gdy rozluźniam uścisk. Gleba małymi strużkami wypada mi z rąk, pozostawiając za sobą kurz. Siedzę zgarbiona i nie jestem w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu. Czuję się bezsilna. Przeraża mnie wszystko, a nawet nie wiem jeszcze, co może mnie spotkać. Z trudem powstrzymuję cisnące się do oczu łzy. Nie chcę się znów rozpłakać, ale odnoszę wrażenie, że chyba nic innego mi już nie pozostaje. Może jak przez jakiś czas popłaczę, to zrobi mi się lżej na sercu? Wydaje mi się, że ludzie czasami dają upust swoim emocjom. To musi pomagać.
Po policzku spływa mi łza. Odruchowo ocieram ją. Jest to nieprzyjemne uczucie, gdy na wilgotnej skórze czuję powiew wiatru. Chyba wysusza mi to cerę. Zakrywam dłonią policzek. Po chwili chowam twarz w rękach. Zamykam oczy. Ponownie próbuję skupić się na biciu serca. Mam nadzieję, że chociaż trochę to pomoże. Nie wiem kiedy zaczynam powoli i ostrożnie kiwać się w przód i w tył. W pewnym momencie kiwam się po prostu za mocno i muszę podeprzeć się ręką, by nie upaść na ziemię. Wyczuwam pod palcami coś zimnego. Zapomniałam o tym!
Przenoszę wzrok na tajemniczą rzecz. To chyba jakiś zegarek na łańcuszku. A przynajmniej tak mi się wydaje. Jest okrągły i w kolorze srebrnym. Promienie słońca odbijają się od powierzchni na tyle mocno, że muszę zmrużyć oczy. Delikatnie biorę w dłoń rzecz i przez dłuższą chwilę przyglądam się jej. Nie ma w wyglądzie nic nadzwyczajnego. Jedynie na powierzchni z jednej strony ma wypukłe wzorki, które przypominają róże. Ale po chwili przypominam sobie, że to jest przecież moje. Tak przynajmniej powiedziała tamta kobieta. Jeśli to zegarek, to przynajmniej będę wiedziała, która jest godzina. Zawsze to coś. Obracam przedmiot, by po raz kolejny obejrzeć go z każdej strony. Dostrzegam jedynie małą rysę, której głębokość wyczuwam pod paznokciem, gdy po niej jeżdżę. Wzdycham. Z łatwością otwieram zawieszkę. Jakie jest moje zdziwienie, gdy zamiast zegarka, widzę fotografię. Zaskoczona marszczę czoło. Przybliżam ją do twarzy, by lepiej się przyjrzeć.
Na zdjęciu są dwie osoby. Kobieta na twarzy jest piękna. Jestem pewna, że gdybym była mężczyzną, to na pewno bym o nią zabiegała. Nawet ostre rysy twarzy nie powodują, że zmieniam zdanie. Wprawdzie wygląda na surową osobę, jednak jej oczy… Oczy są łagodne i odnoszę wrażenie, że patrzą z czułością, co jest niezgodne z tym, co można wyczytać z wyrazu twarzy. Jest taka piękna, nawet w najdrobniejszym detalu. Jestem tak bardzo zachwycona jej osobą, że z trudem przenoszę wzrok na obejmującego ją mężczyznę. A on? Jest zabójczo przystojny. Podobnie jak kobieta ma wyraziste rysy twarzy, jednak nie wygląda na tak surowego. Delikatnie uśmiecha się, a w kącikach ust ma dołeczki. To jest urocze. Mężczyzna ma lekki zarost, ale to nie odbiera mu urody. Momentalnie przechodzi mi przez myśl, że ta para ładnie się dobrała i wspólnie tworzą cud świata. To znaczy wydaje mi się, że są parą, może i nawet małżeństwem. Mężczyzna czule obejmuje kobietę, więc to utwierdza mnie w przekonaniu, że myślę dobrze.
Zastanawiam się, kim mogą być ci ludzie. Skoro kobieta powiedziała, że naszyjnik należy do mnie, to prawdopodobnie są to moi rodzice. Ale czy na pewno? Nie jestem nawet pewna jak wyglądam. Równie dobrze mogliby to być moi dziadkowie, albo zupełnie nie spokrewnieni ze mną ludzie. Wzdycham ciężko. Odruchowo dotykam swojego policzka, nadal wpatrując się w zdjęcie. Jest czarno białe, więc nawet nie mogę sprawdzić, czy mój kolor włosów zgadza się z ich włosami. Delikatnie przygryzam dolną wargę. Gdyby ci ludzie byli dla mnie bliskimi osobami, to chyba coś bym poczuła. A patrząc na fotografię nie czuję tak naprawdę nic. Początkowo wydawało mi się, że odniosę choć minimalne wrażenie, że coś mnie z nimi łączy. Teraz jestem zdania, że raczej tak się nie stanie. Są dla mnie obcy. Nawet jeśli w przeszłości faktycznie byli ważni, teraz są zupełnie obojętni. Jedyne, co mnie zastanawia, to czy żyją. A jeśli nie? Cóż, pewnie nie zrobiłoby to na mnie żadnego wrażenia. Ciężko przejmować się kimś, kogo się nie zna.
Nie mam pojęcia ile czasu zeszło na zajęcie całej mojej uwagi przedmiotem, jednak gdy czuję chłodny wiatr, odrywam wzrok od zdjęcia. Odruchowo masuję lewą rękę, by mieć fałszywe uczucie ciepła. Chociaż na moment. Mija chwila i podnoszę się. Muszę wspomóc się rękoma, ponieważ bez ich pomocy nie jestem w stanie się podnieść. Na moment przed oczami pojawiają mi się mroczki, a w głowie się kręci. Próbuję złapać równowagę. Po chwili czuję się już dobrze i otwieram oczy, które wcześniej zamknęłam. Ostatni raz spoglądam na zdjęcie. Zamykam zawieszkę, a następnie wisiorek zakładam, by go nie zgubić. Kieszenie w mojej podartej sukience są dziurawe. Mogę tam schować jedynie jakieś większe rzeczy. Mniejsze na pewno wypadną.
Spoglądam w głąb lasu. Ogarnia mnie niepokój. Nic nie słyszę, ale zaczynam się bać. Perspektywa bycia samej w takim miejscu przeraża mnie. Obawiam się, że może natknę się na jakieś dzikie zwierzę, które się na mnie rzuci. Albo spotkam jakichś złych ludzi, co chyba byłoby gorszą rzeczą. Wzdycham. Biorę w dłonie końcówki rękawów od sukienki, a następnie ręce zaciskam w pięści. Chłodny wiatr coraz bardziej zaczyna mi doskwierać, a oprócz cienkiego ubrania i niewielkiej, wcale nie grubej, narzutki na plecach nic nie mam. Stopy mam gołe, a buty nie są w stanie zapewnić ciepła. Są to już bardzo schodzone trampki i odnoszę wrażenie, że zaraz już całkiem się rozlecą. Podeszwa w połowie odkleja się, a gdy chodzę, to w bucie zbiera się ziemia. Cóż, najwyżej będę chodziła boso.
Robię niepewny krok. Rozglądam się dookoła i gdy nic nie słyszę, robię pewniejszy, kolejny krok. Po chwili idę już normalnym tempem.
Pogoda mnie zadziwia. Jeszcze przed chwilą było ciepło, a teraz jest strasznie nieprzyjemnie. Na ledwo dostrzegalnym niebie zaczynają gromadzić się chmury – drzewa są tak bardzo wysokie, że przysłaniają część widoku. Chyba zaraz będzie padać. Mam nadzieję, że zdążę znaleźć jakieś schronienie, nim to się stanie. Przez moment zastanawiam się, jaka jest pora roku. Spoglądam na liście, znajdujące się na drzewach. No tak, zbliża się jesień. Ulistnienie w większości jest jeszcze zielone, jednak pojedyncze liski zmieniają kolor na żółty i czerwony. W takim wypadku przestaje dziwić mnie nagła zmiana pogody i to, że zrobiło się znacznie chłodniej. Muszę szybko znaleźć jakiś dach nad głową, bo w nocy na pewno będzie jeszcze gorzej. Tylko czy w lesie coś takiego znajdę? Obawiam się, że nie.
Spoglądam na wprost. Ścieżka, którą idę, zdaje się nie mieć końca. Muszę jednak przyznać, że okolica jest ładna i to na pewien, swój dziwaczy sposób dodaje mi otuchy. Podobają mi się liście zmieniające kolor. Tworzą ładny obrazek. Jak malowany. Korony drzew kontrastują ze sobą w sposób idealny. A na moją twarz wstępuje uśmiech. Pochłaniam przyjemny dla oka widok i staram się go zapamiętać najlepiej, jak tylko potrafię. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś tutaj wrócę. Jeśli nie, to chciałabym zapamiętać ten obraz. Być może to jedna z niewielu dobrych rzeczy, jaka mnie w życiu spotka. Zaczynam wsłuchiwać się w melodyjny śpiew ptaków. Szkoda, że nie potrafię rozpoznać ich na podstawie brzmienia. Mrużę oczy i na jednej z gałęzi dostrzegam małego ptaszka. Ma ciemne piórka, ale nie mam pojęcia, jaki to dokładnie gatunek. Obserwuję, jak ptaszek zwinnie skacze z jednej gałązki na drugą, coraz wyżej i wyżej, aż w końcu znika mi z oczu.
Niespodziewanie ogarnia mnie smutek. W tej chwili zazdroszczę tym ptakom wolności i beztroski. Chciałabym teraz być na ich miejscu i niczym się nie przejmować. Ile bym za to dała. Nie wiem nawet czym powinnam się martwić. Nie mam pojęcia, czy coś mi grozi, ale najwidoczniej tak, skoro kobieta kazała trzymać mi się z dala od ludzi. Przecież to absurd! Jak mogłabym przez całe swoje życie nie zbliżać się do nikogo? Przecież to niedorzeczne. Wydaje mi się, że człowiek potrzebuje kontaktu z innymi, nawet jeśli woli iść przez życie samotnie. Co takiego mogłoby mi grozić ze strony innego człowieka?  Chyba nie może wydarzyć się nic na tyle strasznego, co miałoby mnie w jakikolwiek sposób skrzywdzić. Nie wierzę w to. Czuję, że nie powinnam korzystać z rad nieznajomej, dopóki nie dowiem się, o co w tym wszystkim chodzi. Ludzie… Przecież oni mogą mnie znać. A co, jeśli naprawdę mnie znają? Przecież mogą mi pomóc i odkryć, kim tak naprawdę jestem. Może z ich pomocą przypomnę sobie, kim jestem? Oni na pewno znają metody, dzięki którym będę mogła cofnąć się do tego, czego nie pamiętam.
Spoglądam w dal. Zauważam, że drzewa stoją od siebie w większej odległości, niż wcześniej. Czyżbym była na drodze do wyjścia z lasu? Przyspieszam kroku. Tak, na pewno zaraz stąd wyjdę. Nie wiem, kiedy zaczynam biec. Zwalniam jednak po kilku metrach, ponieważ mój organizm jest na tyle wymęczony, że szybko zaczynam sapać. Biorę głębokie wdechy i wydechy. Z moich ust leci lekko widoczna para. Ze zdenerwowania ręce trzęsą mi się. Nie wiem, czego mogę się spodziewać. Co dalej się kryje? Dopiero teraz dostrzegam, że jest mgła. Stojące dalej drzewa sprawiają przez to wrażenie, jakby ich pnie były koloru szarego, a nie ciemnego brązu, są niemalże odcienia czarnego. Podchodzę do niewielkiego wzniesienia. Powoli wchodzę po schodach z kamienia i zdaję sobie sprawę z tego, że serce bije mi jak oszalałe. Gdy już jestem na wzgórzu, podpieram się ręką o pień drzewa. Gwałtownie nabieram do płuc powietrze.

Hej kochani ♥️ Nie wiem czy ktoś tutaj jeszcze jest, jeśli tak, to pewnie jesteście zaskoczeni tym, że dodałam rozdział. Przez długi czas było tutaj, jak i na moich pozostałych blogach, bardzo pusto i w sumie to nigdzie się nie udzielałam. Przepraszam Was, że tak nagle zniknęłam, bo pewnie byliście zawiedzeni, że nie poznacie zakończenia opowiadania. W ostatnim czasie często myślałam nad powrotem do pisania i w końcu zdecydowałam się to zrobić, jednak postanowiłam publikować tylko na jednym blogu. Nie chcę znów zabierać się za pisanie kilku opowiadań na raz, bo to po prostu nie wyjdzie. ZP, jak widzicie, zaczęłam pisać od nowa. Zostawiłam jedynie prolog, który wydawał mi się dobrze napisany. Zdecydowałam również, że w celu uniknięcia dużych nieregularności w zamieszczaniu rozdziałów, będę publikowała je raz w miesiącu (w bocznej kolumnie znajdziecie rozpiskę rozdziałów, które już napisałam i daty, kiedy się one pojawią).  Tym razem nie chcę znikać bez wcześniejszego dokończenia opowiadania, więc mam nadzieję, że uda mi się wytrwać w tym postanowieniu. Wszystkim, którzy tutaj zaglądają, życzę miłego czytania ♥️ A jeśli ktoś woli wattpada to tam również zapraszam, link znajduje się w bocznej kolumnie :)

6 komentarzy:

  1. Hejo!

    Tak się cieszę z twojego powrotu do pisania, kochana! Tęskniłam za twoimi opowiadaniami, więc tym bardziej jestem usatysfakcjonowana twoim powrotem! <3 Cóż, publikowanie raz na miesiąc ma swoje plusy - więcej czasu do napisania kolejnego posta, do tego jak ma się jakiś zapas to szybko się on nie wyczerpie. Natomiast teraz wiem, co czują czytelnicy, gdyż czekanie tyle na kolejny rozdział to koszmar! xD Ja nie wytrzymam, będę męczyć o spoilery na discordzie! XD

    Ta tajemnicza postać... Czyżby to była Winter sprzed utraty pamięci? Tamci faceci chcieli cofnięcia w czasie. Może ich wyrolowała, powędrowała do przeszłości sama, aby ostrzec siebie, by nie ufała innym? Ale to nie ma sensu, gdyż ta Winter straciła już pamięć. A może ta alternatywna Winter jakoś ją odzyskała, albo sama jest z przeszłości, ale musiałaby jakoś poznać straszną przyszłość, by chcieć temu zapobiec. Może to ewentualnie być kobieta ze zdjęcia, z tego naszyjnika? W sumie to też prawdopodobne... Kim ona i ten mężczyzna są? To faktycznie jej rodzice? A może to Winter i ten jej przyjaciel? Sama już nie wiem, tyle teorii, tyle spekulacji, zaraz mi głowę rozniesie. XD Pewnie jeszcze z 50 teorii spiskowych jutro wymyślę, jak ochłonę po rozdziale. :P

    Co do opisów - bardzo mi się podobało, jak przedstawiłaś niepewność bohaterki, jej obawy dotyczące nieznajomej, a także to, iż "niedorzeczne" będzie się wydawało Winter trzymanie z dala od ludzi. W końcu jesteśmy stworzeniami stadnymi. I co ona teraz zobaczyła? Czyżby to był świat nowoczesnej technologii, który ją zadziwił? A może zobaczyła postapokaliptyczną wizję, np. zniszczonego miasta? Kto wie.

    Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Ty wiesz, jak rozpalić moją ciekawość. Już ostrzę sobie ząbki na kolejny post! <3

    Uwagi:
    "Pociągam kilka razy nosem, a następnie próbuję odszukać osoby..." - raczej "osobę"
    "Szybko ocieram oczy" - lepiej brzmi "przecieram"
    "Chyba krzyczę, bo nie wiem, czy wrzask dochodzi z moich, czy czyiś ust" - raczej "czyichś"
    "Mam chaos w głowie" - lepiej brzmi "mętlik"
    "– Najlepiej dla ciebie będzie, jeśli będziesz wiodła życie w samotności" - lepiej brzmi "najlepiej dla ciebie, jeśli będziesz wiodła życie w samotności", czyli usunąć pierwsze "będzie", żeby uniknąć niepotrzebnej powtórki
    "Jest okrągły i w kolorze srebrnym.." - tu niepotrzebnie są dwie kropki
    "Przybliżam fotografię do twarzy, by lepiej się przyjrzeć" - tutaj można napisać "przybliżam ją do twarzy", gdyż słowo "fotografia" padło już w poprzednim zdaniu, a zamiennik "zdjęcie" w kolejnym
    "Albo spotkam jakiś złych ludzi.." - raczej "jakichś"
    "Muszę szybko znaleźć jakiś dach nad głową, bo w nocy na pewno będzie jeszcze chłodniej" - raczej "gorzej", gdyż "chłodniej" użyłaś w poprzednim zdaniu, a lepiej eliminować zbędne powtórki
    "Korony drzew kontrastują się ze sobą..." - tutaj powinno być "kontrastują ze sobą", "się" jest niepotrzebne
    "...coraz wyżej i wyżej, aż w końcu znika mi w oczu" - zamiast "w" powinno być "z"

    Pozdrawiam cieplutko,
    Lex May

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka ♥️ Dziękuję za tak ciepłe przyjęcie, miło mi, że ktoś tęsknił ♥️ Hahah, to prawda, dla osoby, która pisze, miesiąc to dobry czas, natomiast czytelnik z niecierpliwością czeka xD

      Masz dużo ciekawych teorii, jednak czy któraś z nich okaże się trafna, okaże się dużo później. Jeszcze przez długi czas będziesz musiała żyć w niepewności, sorki xD

      Cieszę się, że spodobał Ci się opis, starałam się to opisać jak najbardziej wiarygodnie :D Odnosząc się do tego, co zobaczyła Winter, to nie sądzę, że jakoś bardzo Cię zaskoczę. Nie wybiegłam aż tak w przyszłość, bo jeszcze nie czuję się na tyle dobrze w tej tematyce (może kiedyś bardziej zaszaleję).

      Dziękuję bardzo za wypisanie błędów, już wszystko poprawiłam ♥️

      Ściskam mocno,
      Maggie

      Usuń
  2. "(...)bo czuję ból w pośladzie" - przepraszam, ale śmiechłam xD Wyjęte z kontekstu bawi mnie jeszcze bardziej xDDD Nigdy nie słyszałam takiego wyrażenia, genialne!
    "Gleba małymi strużkami wypada mi z rąk (...)" - błąd logiczny, strużka to określenie powiązane z wodą, a nie glebą.
    "Jeśli to zegarek, to przynajmniej będę wiedziała, która jest godzinę." - literówka, powinna być "godzina".
    Twój główny problem z opisami polega na tym, że starasz się zrobić je jak najbardziej obszerne, ale przez to dodajesz niepotrzebne informacje: "Odruchowo masuję lewą rękę, by mieć fałszywe uczucie ciepła. Chociaż na moment. Mija chwila i podnoszę się. Muszę wspomóc się rękoma, ponieważ bez ich pomocy nie jestem w stanie się podnieść. Na moment przed oczami pojawiają mi się mroczki, a w głowie się kręci. Próbuję złapać równowagę. Po chwili czuję się już dobrze i otwieram oczy, które wcześniej zamknęłam. Ostatni raz spoglądam na zdjęcie. Zamykam zawieszkę, a następnie wisiorek zakładam, by go nie zgubić." - bohaterka tłumaczy się z każdego najmniejszego gestu. Takie zabiegi są niepotrzebne. Zdanie z otwieraniem i zamykaniem oczu jest skonstruowane w taki sposób, że czytelnik czuje się głupi. Wiadomo, że jeśli coś się otwiera, wcześniej było to zamknięte, naprawdę nie trzeba tego wyjaśniać.
    "Nie wiem kiedy zaczynam biec" - zgubiony przecinek przed kiedy.
    Jeśli zaś chodzi o treść, to nie mam się co wypowiadać, bo nic jeszcze nie wiadomo, w końcu to dopiero początek opowieści. Zastanawia mnie, kim jest główna bohaterka, skoro powinna trzymać się z daleka od ludzi. Swoją drogą nie wyobrażam sobie posłuchania tej rady xD
    Pewnie nie będę czytać od razu po publikacji, ale zawsze znajdzie się tu mój komentarz :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wskazanie błędów, zostały poprawione ♥️ Co do opisów, dziękuję za rady i postaram się do nich zastosować :D

      Pozdrawiam cieplutko,
      Maggie

      Usuń
  3. Cześć! Na początku chciałam powiedzieć, że bardzo zaintrygował mnie opis twojego opowiadania, więc wpadłam poczytać.
    Jestem bardzo ciekawa, co jej zrobili, że teraz nic nie pamięta. I ile w ogóle czasu minęło od prologu.
    Podoba mi się, że narracja jest w 1os. dobrze mi się czytało przemyślenia bohaterki.

    Pozdrawiam,
    Golden
    https://hell-is-empty-without-you.blogspot.com/
    https://wkrainiecienaimroku.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka ♥️ Cieszę się, że Ci się spodobało :D
      Wszystko z czasem zostanie wyjaśnione, jednak jeszcze trochę minie, nim tak się stanie :D

      Ściskam mocno,
      Maggie

      Usuń