niedziela, 3 stycznia 2021

Rozdział 2


 
Oniemiała przyglądam się na pozór zwykłemu, aczkolwiek dla mnie pięknemu widokowi. Ścieżka przede mną idzie wzdłuż rzeki, na której wybudowany jest drewniany most. Dalej prowadzi do miasteczka, którego wielkość na oko jest mi ciężko określić. Na obrzeżach znajdują się pojedyncze budynki jednorodzinne, a im głębiej, tym jest ich coraz więcej. Powoli zachodzące słońce dodaje uroku miejscu. Jego promienie nadają piękny, pomarańczowy odcień krajobrazowi, a korony drzew wydają się dzięki temu jeszcze bardziej czerwone. Zdawać się może, że jedynie dachy domów pozostają w naturalnym, ciemnym odcieniu, bo ściany są jasne, przez co również przybierają kolor zbliżony do rdzawego. Chmury znajdujące się nad miasteczkiem idealnie kontrastują z nim. Jest to mieszanka żółci i pomarańczu, gdzieniegdzie z odcieniem pięknego różu i czerwieni. Idealnie zlewają się, nie pozostawiając między sobą żadnych widocznych krawędzi. Słońce w tym wszystkim przybiera kolor niemalże bieli. Wyróżniająca się biała kula dodaje temu wszystkiemu uroku.
Wsłuchuję się w szum drzew, który mnie ukaja. Nawet nie wiem, w którym momencie na moją twarz wstępuje uśmiech. Jeszcze niedawno myślałam, że zacznie padać, ale póki co nie zapowiada się na to. Pozwalam sobie na dłuższą chwilę podziwiania widoku. Chłonę obrazek całą sobą i odnoszę wrażenie, że nigdy nie poczuję się nasycona. Spoglądam na rzekę, w której odbija się zachwycający obraz nieba. Miejscami tafla wody porusza się, zapewne od pływających ryb.
Kobieta mówiła, że powinnam trzymać się z dala od ludzi… Cóż, chyba jej nie posłucham. Los chciał, bym tutaj zaszła i nie odejdę z tego miejsca ot tak. Nie posiadam ze sobą żadnych rzeczy, nie wiem gdzie się schować. Nawet nie mam jedzenia. Nie wiem, kiedy ostatnim razem coś trzymałam w ustach. Na samą myśl o jedzeniu mój brzuch daje o sobie znać. Najwidoczniej bardzo dawno nic nie jadłam. I nie piłam. Może w tym miasteczku uda mi się zdobyć pożywienie. Wprawdzie nie mam przy sobie żadnych pieniędzy, za które mogłabym coś kupić, ale liczę na to, że napotkam dobrą duszę, która będzie chciała mi pomóc. Nie wszyscy ludzie muszą być samolubni. Zdaję sobie sprawę z tego, że może to myślenie jest naiwne, jednak póki tam nie pójdę, nie przekonam się.
Ruszam w kierunku miejscowości. Początkowo niepewnie, ponieważ z tyłu głowy nadal mam słowa nieznajomej. Ponoć ze strony ludzi, oczywiście jeśli dobrze zrozumiałam, może spotkać mnie jakaś krzywda, jednak to nie jest potwierdzone. Nie wiem, kim była kobieta. Równie dobrze mogła sobie ze mnie zażartować, choć z drugiej strony nie mam pojęcia, jaki miałaby w tym wszystkim cel. Wzdycham. Nie jestem pewna, czy mogę zaufać obcej osobie. Nie posiadam żadnych informacji dotyczących tego, kim mogłaby być i czy na pewno działała wobec mnie w dobrej wierze. Chyba powinnam zdać się na siebie i własne przeczucie. Może i w obecnym stanie nie myślę zbyt racjonalnie, ponieważ zmęczenie zaczyna coraz bardziej dawać o sobie znać. Wiem jednak, że potrzebuję odpoczynku. Muszę zregenerować siły, a nie sądzę, że w lesie będę mogła to zrobić, gdyż nawet nie mam pojęcia, gdzie mogłabym przenocować. Tak, pójście do miasteczka to na pewno dobra decyzja.
Tym razem już pewniejszym krokiem idę do przodu. Zatrzymuję się dopiero przed mostem, ponieważ nachodzi mnie obawa, czy aby na pewno jest stabilny. Nie wygląda na taki, co ma się rozlecieć, ale dla pewności ostrożnie stawiam na nim stopę. Dopiero później kolejną i gdy dochodzę do wniosku, że wszystko jest w porządku, podążam dalej. Przez most przechodzę szybko. Jeszcze jak z niego schodzę, odwracam się. Las, w którym jeszcze przed chwilą byłam, wygląda strasznie. Już nie jest tak kolorowy, a mroczny. Dominują odcienie ciemne, niemalże czarne i cieszę się, że już się tam nie znajduję. Chyba umarłabym ze strachu, tym bardziej, że w nocy można spotkać dużo zwierząt. Nie mam pojęcia co zrobiłabym w przypadku napotkania niedźwiedzia. Zapewne stałabym niczym sparaliżowana i w duchu modliła się, że coś go zainteresuje i sobie pójdzie.
Odwracam się plecami do lasu i zaczynam podążać w stronę miasteczka. Im znajduję się coraz bliżej, tym moje serce zaczyna bić mocniej. W pewnym momencie odnoszę wrażenie, że za moment wyskoczy mi z piersi, choć doskonale wiem, że to niemożliwe. Nogi mam jak z waty. Żałuję, że nie posiadam nic, czym mogłabym się podeprzeć. Zastanawiam się, jak powinnam zareagować na kontakt z drugim człowiekiem. Bardziej jednak obawia mnie myśl, jak ludzie zareagują na mój widok. Domyślam się, że mój stan jest raczej opłakany. Do tej pory miałam okazję przyjrzeć się jedynie mojemu ubraniu, jednak twarz zapewne nie wygląda wcale lepiej. Odruchowo rozpuszczam związane wcześniej w kitkę krótkie włosy, sięgające mi zaledwie do ramion. Momentalnie ogarnia mnie ochota na zakrycie twarzy. Mierzwię włosy tak, że kosmyki opadają mi na oczy i doznaję uczucia, że choć trochę zakrywam buzię. Pewnie wyglądam jeszcze gorzej niż wcześniej, jednak już nie robi mi to różnicy.
Mijam pierwszy dom. Ukradkiem spoglądam na niego, ale tylko po to, by sprawdzić, czy na pewno nie ma nikogo w pobliżu. Nie mam zamiaru przyglądać się wszystkim napotkanym w okolicy obiektom. Mam jeden cel  muszę zdobyć pożywienie oraz, jeśli się uda, zorganizować jakiś nocleg. Do lasu na pewno nie wrócę, nie o tej porze. Przeraża mnie myśl siedzenia tam w całkowitej ciemności. Za dnia trochę się boję, a co dopiero w nocy… W nocy na pewno jest tajemniczy i mroczny. I niebezpieczny. Nie mam pojęcia, co mogłoby się tam kryć.
Domy wokół mnie pojawiają się w coraz mniejszych odstępach. Po chwili mieszkania stoją jedno na drugim. Gdzieś w oddali słychać dźwięk szczekającego psa. Wzdrygam się. Mam nadzieję, że jest gdzieś za bramą, bo perspektywa spotkania z dużym czworonogiem nie wywołuje u mnie dobrych emocji. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszystkie zwierzęta są groźne, jednak wychodzę z założenia, że lepiej być ostrożnym. Nigdy nie wiadomo, co strzeli takiemu do głowy.
Im dalej idę, tym dochodzą do mnie coraz głośniejsze rozmowy. Na myśl, że zaraz ujrzę ludzi, moje serce przyspiesza. Denerwuję się. Czuję się tak, jakbym nie miała kontaktu z innymi przez bardzo długi czas, choć z drugiej strony nie mam możliwości sprawdzić, jak było naprawdę. Ze zdenerwowana przełykam głośno ślinę. Dla ostrożności co chwilę spoglądam to w prawo, to w lewo. Nawet nie wiem w którym momencie moje tempo kroku spowalnia. Gdy moim oczom ukazuje się grupka ludzi, zatrzymuję się. Nie jestem pewna, czy powinnam iść dalej. Wprawdzie nieznajomi są pochłonięci rozmową i zapewne nie zdają sobie sprawy z mojej obecności, więc mogłabym niezauważona przejść obok nich, jednak czuję wewnętrzny niepokój. W końcu staje się to, czego najbardziej chciałam uniknąć.
Jedna z kobiet zaczyna zerkać w moim kierunku. Wstrzymuję oddech i nie jestem w stanie zrobić nawet najmniejszego ruchu. Nie chcę na nią patrzeć, więc jedyne, co mi się udaje, to wlepienie wzroku w moje zniszczone trampki. Zagryzam mocno szczękę. Słyszę kroki. Podnoszę szybko głowę i widzę, jak nieznajoma idzie w moją stronę. Nerwowo nabieram do płuc powietrze. Odruchowo robię krok do tyłu, a następnie zmuszam się, by pójść w przeciwnym kierunku, niż kobieta. Chowam ręce do kieszeni i idę najszybciej, jak tylko mogę. Słyszę, jak ktoś kogoś woła. Nie jestem pewna czy to tamta postać i czy na pewno odzywa się do mnie. W tej chwili nie przejmuję się tym. Marzę o tym, by zniknąć z zasięgu wzroku. Chcę znów być sama.
Zwalniam dopiero wtedy, gdy nikogo nie widzę. Zatrzymuję się, by uspokoić oddech. Zgarniam za ucho kosmyk poplątanych włosów, a następnie ocieram z czoła pot.
– Uspokój się, Winter – szepczę.
Wymówienie tego imienia jest dla mnie dziwne. Już wcześniej z góry założyłam, że tak właśnie się nazywam, jednak nie mam pewności, czy jest ono prawdziwe. Kobieta równie dobrze mogła mnie z kimś pomylić. Może tak naprawdę chodziło jej zupełnie o kogoś innego i wcale nie powinnam się niczym przejmować?
Ruszam wzdłuż ścieżki posypanej kolorowymi kamyczkami. Po niedługim czasie znów słyszę rozmowy. Postanawiam, że tym razem nie mogę stchórzyć. Muszę przejść obok ludzi jak gdyby nigdy nic. Przecież gdy będę zachowywała się jak dzikuska, na pewno zwrócę na siebie uwagę innych. A na tym wcale mi nie zależy. Oni nie mogą podejrzewać, że coś jest ze mną nie tak. Gdy tak się stanie, zrobi się wokół mnie chaos. Wszyscy będą o mnie mówić, być może nawet interesować się moim losem. Wcześniej wydawało mi się, że ludzie będą mogli w jakiś sposób mi pomóc. Pomóc odzyskać moją pamięć. Nie wiem jak, jednak wydaje mi się, że mają na to sprawdzone sposoby. Teraz dociera do mnie, że niekoniecznie byłoby to dobre. Obawiam się, że może nie wszyscy, jak wcześniej myślałam, okazaliby się dobrzy i ktoś mógłby mnie wykorzystać. Zaufanie zupełnie obcej osobie jest trudne. Nigdy nie ma się pewności, na kogo można trafić. A ja jestem w niecodziennej sytuacji. Na pewno potrzebowałabym czasu, by odnaleźć się w nowej rzeczywistości, nim zabiorę się za odkrycie tego, co miało miejsce w przeszłości.
Podnoszę głowę, by dać złudne wrażenie, że jestem pewną siebie osobą. Ruszam do przodu, starając się, by tempo ruchu wyglądało naturalnie. Odnoszę jednak wrażenie, że wcale tak nie jest. Znów mam nogi jak z waty i momentami jestem pewna, że zaraz upadnę. Taką sytuacją na pewno zwróciłabym wszystkie pary oczu w moją stronę. Jednak mimo obaw nadal brnę przed siebie. Staram się zachować równomierny oddech. Ręce trzymam wzdłuż ciała i mam nadzieję, że nie wyglądam na spiętą. By sprawiać lepsze wrażenie, szybko przeczesuję palcami włosy. Gdy dostrzegam ludzi, serce zaczyna bić mi szybciej. Zmuszam się do tego, by nie zatrzymywać się, tylko iść dalej. Nagle dociera do mnie, że znajduję się prawdopodobnie w centrum miasteczka. Tłum ludzi przeraża mnie. Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałam takie zbiorowisko w jednym miejscu. Zachwyca mnie to, ale z drugiej strony wywołuje obawę. Ukradkiem rozglądam się. Zaczynam rozumieć, że jestem na jakimś targu. Jest dużo stoisk, przy których ludzie sprzedają biżuterię, jakieś własne wyroby i... jedzenie.
Na sam widok pożywienia mój żołądek odzywa się, a w ustach czuję większą ilość śliny. Wcześniej ze zdenerwowania w ogóle nie zwracałam uwagi na to, że jestem okrutnie głodna. Teraz mam taką wielką ochotę, by podejść i wziąć cokolwiek do jedzenia. Moje kubki smakowe nie pogardzą niczym, będą szczęśliwe ze wszystkiego. Przełykam ślinę i przygryzam dolną wargę, która jest już na tyle wysuszona, że aż mnie piecze. Nie mam pieniędzy. Nie sądzę, że ktoś za darmo odda mi jedzenie. W końcu ci ludzie sami ciężko pracują, by mieć z czego żyć. A może by tak... Nie. Kradzież nie byłaby fair. To niestosowne. I nie jest dobre. Brzydzę się takimi rzeczami, a tym bardziej zniesmacza mnie, że to właśnie ja miałabym zrobić coś tak okropnego. Może lepiej będzie, jak poproszę o pożywienie. To nie będzie raniące dla żadnej ze stron.
Biorę głęboki wdech, po czym decyduję się zrobić to, co postanowiłam. Przechodzę jednak zaledwie kilka kroków, gdy moim oczom ukazuje się piekarnia. Dochodzi z niej tak bardzo intensywny zapach pieczywa, że dla mojego nosa jest to rozkosz. Wiedziona tym cudownym zapachem w ciągu chwili znajduję się w pomieszaniu, w którym jeszcze bardziej pachnie. Ta woń działa na mnie jak narkotyk. W tym momencie nie liczy się dla mnie nic, tylko ten przecudowny aromat.
– Już zamykamy – dociera do mych uszu szorstki głos. – Proszę stąd wyjść.
Wyrwana z zadumy podskakuję. Spoglądam na kobietę, stojącą przy ladzie.
Jest to osoba w średnim wieku. Na twarzy ma pojedyncze zmarszczki, dodające uroku. Pomimo iż minę ma nieprzyjemną, a usta wydęte w pewnym grymasie, nie przejmuję się tym. Moją uwagę przykuwają piękne, niebieski oczy. Są tak porywające, niczym nieskazitelne niebo i przez moment jestem pewna, że można się w nich zatracić. Tak bardzo mnie ujmują, że z trudem rozumiem kolejne słowa kobiety.
– Słyszy mnie pani? – pyta najwyraźniej zniecierpliwiona.
Otrząsam się. Weź się w garść, Winter!
– Czy mogłabym dostać coś do jedzenia? – zadaję ciche pytanie.
Wiedziałam, że głos mnie zdradzi. Nie jestem nawet pewna, czy moje słowa są zrozumiałe, bo język okropnie mi się plącze. Obserwuję reakcję sprzedawczyni, a jej zwężone brwi chyba nie wróżą nic dobrego. Patrzy na mnie podejrzliwie.
– Jak zapłacisz, to tak – mówi.
Nerwowo przystępuję z jednej nogi na drugą.
– Nie mam pieniędzy – staram się mówić wyraźnie.
– W takim razie nie masz czego tu szukać – odpowiada stanowczo.
– Jestem głodna, od dawna nic nie jadłam – stwierdzam zrozpaczona. – Naprawdę nie mam czym zapłacić.
– Bez pieniędzy nic u mnie nie kupisz – kobieta mówi uniesionym tonem, niemalże krzyczy.
Mam ochotę się rozpłakać i żałuję że tutaj przyszłam. To był zły pomysł.
– Nawet spalonego chleba pani nie ma? – ponawiam prośbę, ponieważ łudzę się, że takiego pożywienia raczej nikt nie kupi. 
– Wyjdź, bo osobiście zaraz cię stąd wyrzucę – syczy.
Przestraszona posłusznie opuszczam piekarnię. Jestem bardzo zawiedziona. Naprawdę nie spodziewałam się takiej reakcji. Przecież nic nie zrobiłam, tyko grzecznie zapytałam. Jak ona mogła w ten sposób się do mnie odnieść? Czy często ma takie sytuacje i to dlatego była tak opryskliwa? Jeśli tak, to chyba się nie dziwię. Z drugiej strony nie rozumiem, jak można nie udzielić komuś pomocy w potrzebie. To nic dziwnego, że człowiek czasami znajdzie się w trudnej sytuacji.
Pospiesznie oddalam się w obawie, że wredna kobieta zaraz za mną wyjdzie i znowu zacznie krzyczeć. Dziwnie jest być skrzyczanym przez kogoś.
Słońce już całkowicie zdążyło zajść za horyzont. Niebo jest koloru głębokiej czerni, gdzieniegdzie ze świecącymi, białymi punkcikami. Przyglądam się kształtom, jakie tworzą gwiazdy, jednak nie jestem w stanie żadnego z nich rozpoznać. Zachwyca mnie jednak sam widok gwiazdek. Uważam, że dodają uroku nocy i momentalnie wyobrażam sobie, jak beztrosko leżę pod gołym niebem i wpatruję się w gwiazdy. Uśmiecham się na tę myśl. Dalej, między konarami drzew, kryje się księżyc. Idę kilka kroków do przodu, dzięki czemu mogę zobaczyć go już w całej okazałości. Jest pełnia. Idealna, biała kula.
– Zbieramy się!
Na krzyk wracam do świata żywych i spoglądam w stronę targu. Dostrzegam, że ludzie powoli zaczynają chować swoje rzeczy. Już nawet nie liczę na to, że akurat tam natknę się na dobrą duszę, która będzie chciała podarować mi jedzenie. Jestem na tyle zdesperowana, że nie widzę innego wyjścia, jak kradzież. Brzydzi mnie ta myśl, ale jestem tak bardzo głodna, że chyba zaraz zwariuję, jeśli nic nie włożę do ust. Serce bije mi jak oszalałe na samą myśl, że miałabym to zrobić. Wiem, że to nie jest dobre, ale to sprawa wyższa. Gdybym miała pieniądze, nigdy nie zdecydowałabym się na tak haniebny czyn. Ale teraz... nie mam wyjścia. Muszę to zrobić, choć wcale mi się to nie podoba.
Zaciśnięte w pięści dłonie chowam do kieszeni. Muszę się spieszyć, nim wszyscy zdążą schować swój dobytek. W mgnieniu oka docieram do celu. Ukradkiem przyglądam się zawartościom stoisk. Początkowo mijam tylko wyroby własne, głównie biżuterię, jednak dalej mój wzrok zatrzymuje się na warzywach i owocach. Hm, tym chyba nie specjalnie się najem. Z drugiej strony lepsze to, niż nic. Robię kilka kolejnych kroków. Niespodziewanie dochodzi do mnie zapach pieczywa. Marszczę czoło. Kolejna piekarnia? Zdziwiona rozglądam się. Nie, to nie piekarnia. Ktoś na jednym ze stoisk sprzedaje niewielką ilość pieczywa. Bardzo raduje mnie ten widok, tym bardziej, że dostrzegam jeszcze bochenki chleba. Do mych ust ponownie napływa ślina. Tylko jak mam zabrać chleb, by nikt mnie nie zauważył? Może po prostu przechodząc obok, szybko go wezmę i zacznę biec. Tylko czy będę w stanie biec tak szybko? No cóż, dopóki nie spróbuję, to się nie przekonam. Wezmę bochenek i puszczę się pędem przed siebie. Musi mi się udać.
Idę normalnym tempem w stronę stoiska. Staram się ukrywać zdenerwowanie, jednak masa ludzi rozprasza mnie. Czuję się bardzo nieswojo będąc wśród tylu obcych. Niektórzy z nich w ogóle nie zwracają na mnie uwagi i traktują jak jakieś popychadło.
– Uważaj! – krzyczy na mnie jakiś mężczyzna.
Odwracam się na chwilę, by na niego spojrzeć, ale jest już ledwo widoczny w tłumie. Nie czuję się w żaden sposób winna. To on we mnie wbiegł. Masuję obolałe ramię, po czym skupiam się na swoim celu. Ludzie wokół na ostatnią chwilę kupują potrzebne im produkty. To dobra okazja, by skorzystać z nieuwagi sprzedawców i coś zabrać. Chyba los się do mnie uśmiecha, bo mężczyzna, który sprzedaje pieczywo, rozmawia z kobietą będącą na stoisku obok. To moja szansa.
Mijając jego punkt sprzedaży, szybko biorę najbliższy bochenek. Mocno przytulam go do siebie i nawet nie wiem w którym momencie zaczynam biec. Miałam w planach iść spokojnie, jednak moje nogi odmawiają posłuszeństwa i robią, co chcą. Słyszę za sobą jakieś krzyki, jednak nie potrafię wyłapać z nich poszczególnych słów. Mój mózg już nie wie, czy to są zwykłe rozmowy, czy może ktoś widział całe zdarzenie. Boję się spojrzeć za siebie. Mam tylko nadzieję, że nikt za mną nie biegnie. Pewnie słyszałabym kroki, gdyby faktycznie tak było. Uspakajam się w myślach, że wszystko jest w porządku i nikt mnie nie widział, choć z tyłu głowy głos nadal mi szepcze złe rzeczy. 
Zatrzymuję się dopiero za ścianą jednego z budynków. Jeszcze robię kilka kroków, by schować się jak najgłębiej. Ciężko oddycham. Ten bieg mnie zmęczył. Opieram się o dom, a następnie powoli kucam. Po chwili siedzę już na zimnej trawie. Rozluźniam uścisk na chlebie tak, by ten swobodnie mógł opaść mi na kolana. Ręce trzęsą mi się tak bardzo, że nie jestem w stanie nic w nich utrzymać. Mam nawet problem, by zgarnąć z twarzy kosmyki włosów. Skupiam się na swoim oddechu, by trochę go uspokoić. Dyszę ciężko i bardzo głośno. Zakrywam dłonią usta z nadzieją, że to coś pomoże, ale nie mogę się uspokoić. Czuję się wyczerpana. Chyba będę musiała posiedzieć dłuższy czas, nim w końcu podniosę się.
– Radzę ci to schować.
Podskakuję na te słowa. Jestem w szoku, że nagle ktoś znajduje się obok mnie. Spoglądam przed siebie i widzę postać, jednak trudno jest mi stwierdzić, kto to. Jest ciemno, a przez światła znajdujące się za człowiekiem, przód jego postury jest niemalże całkiem czarny. Domyślam się jedynie, że to starsza osoba, ponieważ jest zgarbiona i podpiera się na lasce. Po głosie ciężko jest mi ją rozpoznać, ponieważ nie jestem jeszcze w stanie myśleć racjonalnie.
– Wszyscy to widzieli – dodaje.
Przez pewien moment nie dociera do mnie znaczenie słów tej osoby. Gdy już wszystko rozumiem, ogarnia mnie wielki strach. Powinnam teraz uciec? A może wrócić tam i przyznać się do winy? Nie, mój wysiłek pójdzie na marne, gdy znów tam pójdę. Chcę się podnieść, jednak nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Nerwowo rozglądam się wokół. Na szczęście oprócz stojącej przede mną postaci nikogo nie widzę. A więc mam jeszcze szansę na ucieczkę.
– Daj, schowam. – Osoba wyciąga do mnie rękę. – Mam torbę.
Dopiero gdy teraz się do mnie nachyla, widzę jej twarz. To kobieta. Ma pomarszczoną skórę oraz, dziwnie duży, wydawać się może, że nie proporcjonalny co do twarzy, nos, na którym nosi okrągłe okulary. Uśmiecha się przyjaźnie, a ten szczery uśmiech powoduje, że momentalnie nabieram do niej zaufania. Staruszka chyba chce mi pomóc. W przeciwnym razie zawołałaby innych ludzi, że znalazła złodziejkę. Brr, złodziejka. Jak okropnie to brzmi.
Brak reakcji z mojej strony powoduje, że kobieta sama sięga po chleb, a następnie chowa go do przerzuconej przez ramię torby. Ogarnia mnie ogromny wstyd. Czuję się okropnie z myślą, że dopuściłam się kradzieży. Mam wielkie wyrzuty sumienia, których nie odgania nawet tłumaczenie, że zrobiłam to, bo musiałam. Bo w głębi serca czułam, że inaczej postąpić nie mogłam. Ponieważ uwierzyłam, że nikt nie będzie chciał mi pomóc. Zdesperowany człowiek zwykł nie myśleć racjonalnie i czasami odrzuca rozwiązania, które byłyby lepsze i mniej krzywdzące.
– Chodź, kochanie. Pójdziemy do mnie – mówi spokojnie staruszka.
Wyciąga w moim kierunku dłoń. Nie do końca wiem, jak powinnam postąpić. Wygląda na to, że kobieta chce mi pomóc, ale czy dobrze się stanie, jeśli jej zaufam? Czy należy skorzystać z jej pomocy, skoro przed chwilą zachowałam się tak bardzo źle? Nie zasługuję na to, a jednak mimo to starsza pani najwidoczniej chce być moją ostoją. Czy dopatrzyła się we mnie kogoś więcej, niż tylko złodziejki?
Niepewnie przyglądam się dłoni kobiety. Jakaś cząstka mnie pragnie jej dotknąć i sprawdzić, czy jest ciepła. Tak jak to ciepło bijące od staruszki.

Hejka ♥️ Może poczuliście się zawiedzeni, że miasteczko wygląda raczej zwyczajnie i nie ma jakiś nowoczesnych technologii, jednak nie chciałam wybiegać bardzo w przyszłość (póki co nie czuję się silna w tej tematyce, nigdy wcześniej w niej nie pisałam), więc ograniczę się jedynie do niektórych elementów science-fiction. Jeśli kogoś zawiodłam, to przepraszam. Rozdział do najciekawszych nie należy, jednak mam nadzieję, że uda Wam się przebrnąć przez początek opowiadania, który specjalnie ciekawy nie jest. Może Was nie zanudzę :D Pozdrawiam cieplutko i miłego czytania! ♥️

6 komentarzy:

  1. Hejo!

    Cóż, Winter się to nie podoba, ale nie wiem, ile razy by sobie wmawiała i usprawiedliwiała się, że kradzież jest zła, ale nie ma wyjścia, to i tak będzie przestępstwo. Zapewne każdy kieszonkowiec tak sobie tłumaczy, że nie ma wyboru i musi kraść. Szczerze? W niektórych sytuacjach to nawet ludzie grzebaliby w śmieciach zamiast uciec się do kradzieży.

    Dziwne, to kobieta o lasce, a Winter biegła. Jakim cudem ją znalazła? Nie mogła jej dogonić, bo inaczej zrobiłby to każdy człowiek, ani nie mogła wiedzieć, gdzie bohaterka zamierza się ukryć. Skąd ona się tam wzięła? Gdyby nie było jej na targu, nie mogłaby wiedzieć, że Winter coś ukradła i "wszyscy to widzieli".

    Spokojnie, kochana, w długich, nudnych i w dodatku mdłych początkach można się ode mnie uczyć. XD A ten rozdział jest naprawdę ciekawy. Liczyłam na coś nowoczesnego, ale nie czujesz się w tej tematyce i to rozumiem. :D Cóż, ja tej staruszce nie do końca bym ufała. Rozumiem, po wyglądzie Winter mogła stwierdzić, że jest ona potrzebująca, ale są od tego specjalne instytucje, do których dziewczyna może się zgłosić. Jaki cel ma w tym staruszka? Sorki, ostatnio przekonuję się, że ludzie to głównie materialiści i niczego nie robią za darmo, więc w tym wypadku również doszukuję się drugiego dna. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, który może rozwiać moje wątpliwości co do tej kobiety.

    Uwagi:
    "Chmury znajdujące się nad miasteczkiem idealnie kontrastują się z nim" - to drugie "się" jest niepotrzebne
    "Spoglądam na rzekę, w której odbija się zachwycający obraz nieba" - zachodzący obraz słońca by pasował, bo niebo nigdy nie zajdzie
    "Nie wiem, kiedy ostatnim razem coś trzymałam w ustach" - tutaj dziwnie brzmi to "trzymałam w ustach", chyba bardziej py pasowało "miałam", ale za dużo "mam" byłoby po sobie
    "Słyszę, jak ktoś coś wola" - lepiej brzmi "jak ktoś kogoś woła"
    "W tej chwili nie przejmuję tym" - tu niestety bez "się" nie da rady
    "Wiodąca tym cudownym zapachem" - lepiej brzmi "Wiedziona"
    Jest to w średnim wieku osoba - szyk lepiej wygląda tak "jest to osoba w średnim wieku"
    "...takiego pożywienia raczej nikt nie sprzeda" - jeśli chodziło o nabycie to "nikt nie kupi"
    "Mam nawet problem, by zgarnąć w twarzy kosmyki włosów" - zamiast "w" powinno być "z"
    "Nie, nie po to tyle wysiłku, bym znów tam poszła" - tutaj chodzi "po co tyle wysiłku"? bo "to" w tym zdaniu niezbyt pasuje w tym kontekście, ale może się czepiam

    Pozdrawiam cieplutko,
    Lex May

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka ♥️ Masz rację, nie ważne w jakim celu, kradzież i tak jest przestępstwem i trzeba za to odpowiedzieć.
      Wiem, że sytuacja ze staruszką jest dziwna i tak naprawdę nie powinna mieć pojęcia gdzie jest Winter i co zrobiła, jednak w jednym z późniejszych rozdziałów wyjaśni się, skąd taka wiedza. A przynajmniej będzie można pewien fakt skojarzyć z tą sytuacją :D
      Cieszę się, że rozdział Cię zaciekawił, mimo że prawie nic się w nim nie dzieje :D To prawda, że są instytucje, które mogłyby pomóc Winter, jednak bohaterka w chwili obecnej raczej sama by na to nie wpadła. To nowa dla niej sytuacja, czuje się zagubiona i w dodatku nic nie pamięta. A o zamiarach staruszki za niedługo się dowiesz.
      Dziękuję za wypisanie błędów :3 Człowiek tyle razy czyta jeden fragment, a i tak nie jest w stanie wszystkiego wychwycić ;/
      Ściskam mocno,
      Maggie

      Usuń
  2. Zastanawiam się w jakim świecie "jesteśmy". Na razie wszystko wydaje się być normalne (i wcale mi to nie przeszkadza).
    Ja odniosłam wrażenie, że ta kobieta wcale nie była na targu, ale wsm skąd by wiedziała, że Winter ukradła chleb. Jak na razie mam co do niej złe przeczucia, ale może się mylę.
    Myślę, że Winter ukradła chleb, bo nie wpadła na inny pomysł jak szybko zjeść, a musiała już natychmiast. Znów zastanawiam się, ile czasu tak naprawdę minęło od prologu...
    Pewnie w końcu się dowiem.
    Pozdrawiam,
    Golden

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jest "normalne", bo jednak nie wybiegłam bardzo w przyszłość. Z racji iż nigdy nie pisałam w tej tematyce, to na chwilę obecną wolę ograniczyć się do niektórych elementów science fiction :D
      Sytuacja ze staruszką może na chwilę obecną nie będzie jasna, jednak z czasem będzie można połączyć ze sobą pewne elementy, co mam nadzieję, rozjaśni sytuację.
      To, ile czasu minęło od prologu, z czasem wyjaśni się, jednak jeszcze trochę minie, nim to się stanie.

      Ściskam mocno,
      Maggie

      Usuń
  3. Mam ochotę się przyczepić. "Najwidoczniej bardzo dawno nic nie jadłam. I nie piłam." - człowiek jest w stanie przeżyć bez wody zaledwie jakieś 3 dni. Więc pierwszą rzeczą, jaką powinna zrobić Winter, o ile jest człowiekiem, jest znalezienie wody, bo skradziony chleb jej stanie w gardle xD
    Nie nazwałabym rozdziału nudnym, bo to niemiłe wobec wszystkich kradziejów! Kradzież w żadnym razie nie jest nudna! Starsza kobieta z laską? Wiedźma xD Skusiła dziecko chlebem, a teraz zabiera je do domu i nikt już go nigdy nie zobaczy... Ale to nie ta bajka xD
    Po opisie miasteczka mam wrażenie, że akcja rozgrywa się w świecie bez postępu technologicznego. Nie mam nic przeciwko!
    Dziwi mnie, że bohaterka z jednej strony nic niby nie pamięta, a z drugiej jednak wie o pewnych rzeczach (ma świadomość istnienia pieniędzy, wie że w lesie po ciemku jest niebezpiecznie, rozumie, że kradzież jest zła). Najwyraźniej wcześniej musiała żyć wśród ludzi, nie widzę innego wytłumaczenia.
    Ale zostaje mi tylko czekać na jakieś wyjaśnienia - skąd się wzięła, kim jest i co jest jej przeznaczone...
    Pisaj dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie masz rację, choć myślę, że jeśli wcześniej natknęłabym się na pożywienie, to nie myślałabym o tym, żeby zamiast tego poszukać czegoś do picia :p
      Cieszę się, że rozdział jednak nie był według Ciebie nudny :D A tą wiedźmą rozwaliłaś mnie XD
      Nie chciałam jakoś bardzo wybiegać w przyszłość, bo nie czuję się jeszcze aż tak mocna w tej tematyce, więc pojawią się tylko niektóre elementy science fiction.
      Masz rację, Winter wcześniej żyła wśród ludzi, jednak co takiego się stało, że nic nie pamięta, to dowiesz się tego w swoim czasie :D

      Pozdrawiam cieplutko,
      Maggie

      Usuń