środa, 3 lutego 2021

Rozdział 3


Chwytam za dłoń staruszki. Okazuje się być tak ciepła, jak się wcześniej spodziewałam. Ponadto jest bardzo delikatna. Po starszej osobie chyba powinno się snuć przekonanie, że ręka będzie należała raczej do szorstkich i nieprzyjemnych w dotyku, więc jestem pozytywnie zaskoczona. Z pomocą kobiety udaje mi się wstać. Czuję się trochę nieswojo, że to właśnie ona pomaga mi się podnieść. Role powinny być odwrócone. Cieszę się, że najwidoczniej nie jestem zbyt ciężka, skoro kobieta bez problemu ciągnie mnie w swoją stronę. Uśmiecham się do niej niepewnie, nawet nie mając pewności, czy widzi ten gest.
Jeszcze niedawno byłam przekonana, że nie natknę się na żadną dobrą osobę. Tymczasem stoi przede mną duszyczka, która najwidoczniej chce mi pomóc i nic nie wskazuje na to, że miałaby mnie oddać w ręce ludzi, którzy widzieli kradzież. W głębi serca cieszę się z tego powodu. Nie wiem czy sama zdołałabym sobie poradzić. Nowe miejsce jest dla mnie na pewien sposób przerażające, a mieszkańcy wydają się bardzo nieprzyjemni i wścibscy. Wiem, że nie powinnam snuć takich domysłów, będąc tutaj przez tak krótki czas, jednak wydarzenia, od kiedy tutaj przyszłam, nie pozwalają mi myśleć inaczej.
Kobieta rusza w przeciwnym kierunku, niż targ, więc postanawiam iść za nią. Nie odzywa się do mnie, więc również postanawiam tego nie robić. Głównie z powodu, że nadal jest mi wstyd za tą całą sytuację. Obawiam się, że pomimo iż staruszka zdecydowała się mi pomóc, ma o mnie złe zdanie. Wydaje mi się, że starsi ludzie mniej przychylnie patrzą na takie sytuacje, niż osoby młodsze. Postanawiam, że gdy tylko dojdziemy tam, gdzie zmierzamy, ze wszystkiego wytłumaczę się. Nie chcę, by kobieta myślała o mnie w sposób negatywny. Nie zależy mi na tym, by mieć wrogów.
Wychodzimy z ciemnego zaułku i zaczynamy podążać oświetlonym chodnikiem. Podobają mi się lampy, mające kształt dużych liści. Jestem zdania, że to pomysłowe i osoba, która to wymyśliła, zasługuje na pochwałę. Świecące lampki nadają uroku okolicy i momentalnie kojarzą mi się z niebem pełnym gwiazd.
Po kilku minutach drogi z poczucia winy nie wytrzymuję i w końcu odzywam się:
– Nie chciałam ukraść tego chleba.
Spodziewam się jakieś reakcji ze strony staruszki, ale nawet na mnie nie spogląda. Może mówię za mało przekonująco?
– Nie mam pieniędzy – tłumaczę się. – Gdybym je miała, naprawdę zapłaciłabym. Wcześniej poszłam do piekarni i prosiłam o jedzenie, ale zostałam wyrzucona. – Na wspomnienie nieprzyjemnego wydarzenia, po plecach przechodzą mnie ciarki. – Byłam bardzo głodna i to dlatego zdecydowałam się na kradzież.
Nie oczekuję, że kobieta mnie zrozumie. Chcę tylko, by miała jasno przedstawioną sytuację, bo wierzę, że może wtedy choć w minimalnym stopniu zmieni o mnie zdanie. Jeśli jest chętna mi pomóc, to nie chcę, by miała poczucie, że pomaga zwykłej złodziejce. Chyba nikt nie czułby się z tym dobrze.
Staruszka nadal nie reaguje na moje słowa, więc postanawiam zamilknąć. Dochodzę do wniosku, że lepiej poczekać, aż sama nawiąże konwersację. Żałuję, że w tym momencie nie jestem w stanie zobaczyć jej twarzy. Może wtedy mogłabym ujrzeć jej wyraz i stwierdzić, czy moje słowa w jakiś sposób na nią wpłynęły. A może kobieta nie odzywa się, bo nie słyszy? Albo ma na tyle słaby słuch, że nie jest w stanie wyłapać moich cichych wypowiedzi? O tym wcześniej nie pomyślałam.
Idziemy w ciszy przez kolejne kilka minut. Przynajmniej ja odnoszę wrażenie, że poruszamy się bardzo wolno i długo. Nie jestem w stanie stwierdzić, ile tak naprawdę to wszystko trwa. Już dawno straciłam poczucie czasu. Nie mam pojęcia, która jest godzina, bo do tej pory nie miałam okazji zobaczyć żadnego zegarka.
– Skąd jesteś? – Słowa kobiety wyrywają mnie z zamyślenia. Jestem zaskoczona, że odzywa się do mnie. – Nie widziałam cię tu wcześniej.
Dobre pytanie. Sama chciałabym znać na nie odpowiedź. Czy powinnam skłamać? Nie sądzę. Nawet nie wiem w jakim mieście się znajduję, więc nie mam możliwości podania jakiejkolwiek nazwy. Czy w ogóle jakąś znam?
– Nie wiem ­– mówię cicho.
Staruszka zatrzymuje się. Prawie na nią wpadam. W ostatniej chwili odskakuję na bok, z trudem łapiąc przy tym równowagę. Zaczynam żałować swoich słów. Kobieta mruży oczy i z uwagą przygląda mi się.
– Nic nie pamiętam – dopowiadam, bojąc się, że te słowa pogorszą całą sytuację.
Starsza pani ze zdziwieniem unosi jedną brew. Dopiero teraz, dzięki padającej na jej twarz światle lampy, jestem w stanie dostrzec jej emocje. Sprawia wrażanie będącej w szoku. Nie wiem, czy mi wierzy, czy może doszukuje się u mnie jakiegoś podstępu. Jej świdrujący wzrok powoduje, że czuję się bardzo nieswojo. Doznaję uczucia gorąca, pomimo że jest zimno i powinnam mieć raczej dreszcze. Mam ochotę poluzować kołnierzyk w sukience, jednak nie jestem w stanie podnieść ręki. Wydaje się dziwnie ciężka.
– Miałaś wypadek? – pyta staruszka. 
Kręcę przecząco głową. Po chwili zdaję sobie sprawę z tego, że przecież nie wiem z jakich powodów straciłam pamięć.
– To znaczy nie wiem – poprawiam się. – Obudziłam się w lesie. Już wtedy nic nie pamiętałam – dopowiadam szybko.
Język przy tym tak bardzo mi się plącze, że nie mam pewności, czy kobieta mnie rozumie.
– W tamtym lesie? – Wskazuje na gęstwinę, która jest ledwo widoczna przez stojące obok nas budynki.
Nawet nie jestem pewna, czy ten rzekomy las nie jest w rzeczywistości otwartą przestrzenią. Jest tak ciemno, że ciężko stwierdzić, czy coś tam się znajduje.
– Tak – staram się mówić przekonująco.
Innego lasu nie widziałam. Tylko ten, z którego wyszłam.
Kobieta kiwa głową. Zastanawiam się, co to może znaczyć. Mam nadzieję, że nic niedobrego, jednak to, że staruszka już się nie odzywa, nie przekonuje mnie. Nie wiem, czy postąpiłam dobrze, mówiąc prawdę, ale z drugiej strony nic innego nie mogłam powiedzieć. Gdybym chociaż znała okoliczne wioski, mogłabym coś wymyślić. A gdybym na coś wpadła, zapewne rzucając jakąś totalną głupotą, kobieta mogłaby już stracić do mnie zaufanie – o ile jakieś w ogóle do mnie ma.
Idziemy w ciszy jeszcze przez chwilę, po czym staruszka zatrzymuje się. Szuka czegoś w torbie. Dopiero gdy to wyciąga, dostrzegam, że to klucz. Otwiera nim drewniane drzwi, które po chwili rozchyla na oścież. Niepokoi mnie, że długo przed nimi stoi. Może zastanawia się, czy powinna mnie wpuścić? Cóż, nie zdziwiłabym się, gdyby tego nie zrobiła. W końcu mnie nie zna. Wielkie jest moje zdziwienie, gdy odsuwa się, a następnie gestem ręki zaprasza mnie do środka. Czuję ulgę. W jej oczach chyba jednak nie jestem aż tak bardzo złą sobą. Ostrożnie wchodzę do środka. Szybko jednak zatrzymuję się, ponieważ w środku jest bardzo ciemno. Słyszę zamykane za mną drzwi. Na dźwięk trzaśnięcia podskakuję. Po chwili jednak zapala się światło. Muszę mrugnąć kilkukrotnie, by przyzwyczaić wzrok do nowego oświetlenia.
Moim oczom ukazuje się skromne wyposażenie domku. Meble są już stare, wykonane z drewna, ale wyglądające na stabilne i wciąż mające swój urok. Stoją na nich figurki, jednak na odległość ciężko jest mi określić, co przedstawiają. Na wprost, przy oknie, znajduje się stół, przy którym są cztery krzesła. Na nim jest biały obrus i bukiet jakichś polnych kwiatów, które zaczynają powoli usychać. Tuż obok jest kredens, na którym stoi niewielkich rozmiarów telewizor. Na wprost niego znajduje się fotel, przykryty narzutą. Niepewnie wchodzę w głąb pokoju. Słyszę, jak pod ciężarem moich stóp podłoga skrzypi. Dostrzegam, że przy ścianie stoi dużych rozmiarów kanapa, na której również znajduje się narzuta w kolorze czerwonym. Tuż obok leżą porozrzucane gazety. Domyślam się, że większość z nich na pewno jest już stara. Niektóre mają już bardzo zniszczone kartki. Na żółtych ścianach z kolei wiszą obrazki. Głównie przedstawiają różne rośliny, jednak nie wiem jakie. Nie znam się na nich.
– Usiądź, złotko – mówi spokojnie kobieta.
Spoglądam na jej przyjazną twarz, pokrytą wieloma zmarszczkami, na której maluje się delikatny, aczkolwiek szczery uśmiech. Wielkie, niebieskie oczy patrzą na mnie z troską, przez co robi mi się wstyd. Nie chcę, by komuś było mnie żal. Staruszka ma niemalże idealnie białe włosy, związane w luźnego koka. Spod grubej warstwy ubrań dostrzegam, że jej postura jest raczej szczupła i przez to w moich oczach automatycznie zyskuje obraz osoby bardzo kruchej i delikatnej. Może to naiwne, ale przez myśl przechodzi mi, że taka osoba na pewno nie mogłaby mi nic zrobić. Nabieram pewności, że dobrą decyzją było przyjście tutaj.
Nieśmiało uśmiecham się i posłusznie wykonuję polecenie kobiety. O dziwo czuję ulgę. Dopiero siedząc zdaję sobie sprawę z tego, że nogi niemiłosiernie mnie bolą i czuję, że są strasznie ciężkie. Opieram się o miękkie oparcie, a ręce układam wzdłuż ciała. Zamykam oczy, by przez chwilę napawać się tą chwilą. Odnoszę wrażenie, że w takiej pozycji mogłabym zasnąć i nawet nie zauważyłabym, kiedy to by się stało. Ten moment to chyba pierwszy, kiedy mam poczucie spokoju. Nie muszę denerwować się, że zaraz coś złego się wydarzy. Nie mam potrzeby, by rozglądać się w celu upewnienia się, czy na pewno nic mi nie grozi. To bardzo przyjemne.
Gdy słyszę dźwięk otwieranej szafki, podnoszę powieki. Mój wzrok jednak nie dostrzega kobiety. Marszczę czoło. Z trudem podnoszę się i idę w kierunku wyjścia z pokoju. W tym momencie z innego pomieszczenia wychodzi staruszka. Trzyma w ręku ubranie i ręcznik.
– Tu jest łazienka. – Otwiera drzwi znajdujące się tuż obok mnie, a następnie zaświeca światło w pomieszczeniu. – Wykąp się, ja w tym czasie zrobię coś do jedzenia.
Jej przyjemny uśmiech zachęca mnie do tego. Biorę od niej rzeczy, a następnie udaję się do łazienki. Zamykam cicho za sobą drzwi. Ubranie wraz z ręcznikiem kładę na pralkę. Moją uwagę przykuwa niewielkie lustro. Niepewnie podchodzę i spoglądam na swoje odbicie. Przeraża mnie wychudzona twarz, jaką widzę. Z wrażenia dotykam mocno wystających kości policzkowych, a następnie delikatnie gładzę palcami policzek. Zgarniam z czoła kosmyki poplątanych włosów. Mam ogromne wory pod oczami, niemalże fioletowe. Gałki oczne natomiast są lekko zaczerwienione, tak jakbym nie spała przez długi czas. Przygryzam dolną wargę, jednak tylko na moment, bo dostrzegam, że jest cała popękana. Dotykam jej i tak jak spodziewam się, jest strasznie szorstka. Odchodzę od lustra, by już nie patrzeć na ten okropny widok. Domyślam się, że ciało na pewno też mam wychudzone, jednak nie chcę tego widzieć.
Ściągam z siebie brudne ubranie, a następnie wrzucam do pralki. Wtedy dostrzegam na prawym nadgarstku cyfrę 009. Marszczę czoło. Co to za liczba? Wcześniej nie rzuciła mi się w oczy. Czy kiedyś miałam tak szalony pomysł, że wytatuowałam to sobie? Jaki miałabym w tym cel? Co może znaczyć? Delikatnie przesuwam palcem po numerku. Próbuje to zadrapać z nadzieją, że zadziała, ale liczba pozostaje bez zmian. Podchodzę do umywalki, bo przychodzi mi na myśl, że może uda się ją zmyć. Szoruję skórę, wspomagając się przy tym mydłem. To również nie działa. No cóż, wychodzi na to, że to prawdziwy tatuaż. Może kiedyś dowiem się, jakie jest jego znaczenie. W chwili obecnej wzór trochę mnie bawi. Perspektywa posiadania takiego tatuażu jest dla mnie zabawna. Nie widzę potrzeby tatuowania sobie czegoś takiego. Myślę, że nawet jeśli liczba jest związana z czymś ważnym, to chyba wolałabym jakiś rysunek.
Biorę z pralki ręcznik, by następnie powiesić go obok niewielkiej kabiny prysznicowej, do której wchodzę. Odkręcam wodę i moje ciało przechodzi dreszcz na zetknięcie się z zimną wodą. Szybko reguluję ją tak, by woda była ciepła. Biorę do rąk stojący na malutkiej półeczce szampon. Wdycham przyjemny zapach zbliżony do czekolady. Na samo porównanie do słodyczy czuję skurcz w żołądku. Przełykam z trudem ślinę. Tak dawno nie miałam nic w ustach, że czuję straszną suchość w buzi. Szybko namydlam skórę i włosy. Skupiam się na tym, co robię, by choć na chwilę zapomnieć o uczuciu głodu. Widzę, jak po ciele spływają mi stróżki brudnej wody. Nic dziwnego, że woda jest brązowa, skoro przez ostatni czas miałam bliski kontakt z ziemią. Dokładnie namydlam poszczególne części ciała. Jeszcze kilka razy myję głowę, bo odnoszę wrażenie, że po jednym razie moje włosy nie są w stanie dojść do siebie.
Gdy już czuję się czysta, pozwalam, by woda jeszcze przez jakiś czas leciała mi na twarz. Na pewien sposób czuję wtedy ukojenie. To przyjemne uczucie, gdy przeźroczysta ciecz spływa po mym ciele, miejscami łaskocząc. Zakręcam wodę, by zaraz otworzyć kabinę i sięgnąć po ręcznik. Wycieram się, a gdy jestem już sucha, podchodzę do pralki, by wziąć z niej ubranie. Okazuje się, że jest to luźna, biała sukienka. O wiele za duża na mnie. Przez moment wdycham jej przyjemny zapach kwiatów. Gdy zakładam ją na siebie, okazuje się, że wcale nie myliłam się co do jej rozmiaru. Jednak nie przeszkadza mi to. Podchodzę do lustra, by przeczesać palcami swoje włosy. Przy okazji widzę, że wyglądam tak, jakbym założyła na siebie worek. Wzruszam ramionami.
Gdy jestem już gotowa, wychodzę z łazienki, gasząc za sobą światło. Do mych nozdrzy dociera zapach jedzenia. Nie jestem w stanie stwierdzić co tak pięknie pachnie, jednak wiem, że zjadłabym wszystko. Wiodąca wonią udaję się do pokoju. Przy stole siedzi staruszka, jedząca swój posiłek. Na przeciwko niej, przy osobnym miejscu, stoi duża porcja przygotowanej jajecznicy z kilkoma kromkami chleba. Jeszcze jest ciepła. Widzę, jak ulatuje ciepła para. Na ten widok do mych ust napływa ślina, nad którą nie jestem w stanie zapanować. Podchodzę do stołu i zajmuję miejsce na wprost starszej pani. Niepewnie spoglądam na porcję jedzenia.
– Śmiało – zachęca mnie kobieta.
Uśmiecham się nieśmiało. Podwijam lekko za długie rękawy sukienki, po czym zaczynam jeść. Błogie uczucie ogarnia moje ciało. Jedzenie, pomimo iż to tylko jajka, jest tak przepyszne, że ledwo przełykam jeden kęs, a już do ust biorę następny. Zapycham to chrupiącymi, świeżymi kromkami chleba i popijam czymś, co smakuje jak herbata, ale z jakimś dodatkiem, prawdopodobnie owocem. Jest mi głupio, że jem tak szybko i zachłannie, jednak nie jestem w stanie nad tym zapanować. Moje ręce nie słuchają się mnie i same z siebie dają do buzi kolejne porcje. Nawet nie zauważam, gdy staruszka stawia mi na talerz trzy kanapki z szynką. Patrzę na nią z wdzięcznością, a ona gładzi mnie po głowie. Nie wierzę, że to dzieje się naprawdę.
– Spokojnie – śmieje się kobieta.
– Przepraszam – mówię z pełnymi ustami.
Czuję, że moja twarz przybiera czerwony odcień. Naprawdę nie chcę jeść tak szybko, ale nic nie poradzę na to, że moje ciało, gdy już dostało to, czego od dłuższego czasu tak bardzo pragnęło, myśli tylko o tym jednym.
Gdy kończę jeść, czuję się nasycona. Mój brzuch jest tak bardzo pełny, iż odnoszę wrażenie, że nie dam rady wstać z krzesła.
– Najadłaś się, kochaniutka? – pyta kobieta.
– Tak – odpowiadam nieśmiało, przypominając sobie wcześniejsze obżarstwo.
Starsza pani najwidoczniej nie ma mi tego za złe. Uśmiecha się ciepło i odnoszę wrażenie, że rozumie tą całą sytuację. Uśmiech na jej twarzy powoduje, że w kącikach oczu ma urocze zmarszczki, na widok których poprawia mi się humor.
– Niestety nie mam drugiego łóżka, więc będziemy musiały spać w jednym – mówi staruszka, a mając na myśli „łóżko”, wskazuje na stojącą w pokoju kanapę.
Kiwam głową na potwierdzenie. Nie przeszkadza mi to. Domyślam się, że na początku może to spowodować, że poczuję się nieswojo, jednak odganiam do siebie tę myśl. Dokańczam szybko posiłek, ponieważ widzę, że staruszka zabiera się za ścielenie łóżka. Nie chcę, by robiła to sama, więc już po chwili stoję koło niej i pomagam rozłożyć kanapę.
– Jak masz na imię, złotko? – pyta, podając mi kołdrę.
– Winter – odpowiadam po dłuższej chwili namysłu. Nadal nie mam pewności, czy to moje prawdziwe imię, ale podoba mi się. – A pani?
– Emma – przedstawia się z uśmiechem.
Odwzajemniam gest. Podoba mi się jej imię, jednak dochodzę do wniosku, że wciąż będę zwracała się do niej per pani. Nie sądzę, że inny sposób nazywania jej byłby właściwy.
Gdy łóżko jest już zaścielone, zachęcona przez kobietę kładę się w nim. Może to dziwnie, ale czuję się jeszcze na tyle niepewnie, że ze wszystkim czekam na pozwolenie. Pod kołdrą jest tak bardzo ciepło i przyjemnie, że momentalnie ogarnia mnie senność. Nie chcę zasnąć pierwsza, jednak uczucie zmęczenia jest ode mnie silniejsze. Nawet nie przeszkadza mi zapalone światło. Nie zwracam uwagi, gdy nagle gaśnie. Oczy już dawno zamknęłam i czuję, jakbym odpływała w dal, jakby ulatywały ze mnie wszystkie siły. Ale to przyjemne uczucie. Senność powoduje, że nie jestem w stanie podnieść powiek i marzę tylko o tym, by oddać się objęciom Morfeusza.
– Dobranoc – dochodzi do mych uszu ledwo słyszalny głos kobiety.
– Dobranoc – odpowiadam.
Nie wiem, czy mówię to na głos, czy w myślach. Trudno jest to stwierdzić. Wszystkie głosy momentalnie cichną. 

Hej kochani ♥️ Kolejny rozdział za nami, który przebiegł w spokojnym klimacie. Już w kolejnym powoli zacznie się coś dziać, więc w końcu zrobi się trochę ciekawiej. Jeśli pojawiły się jakieś błędy, to przepraszam za nie. Czytam rozdział po kilka razy przed opublikowaniem, ale zawsze coś mi umknie :'D  Życzę miłego czytania ♥️ 

4 komentarze:

  1. Hejo!

    Ja na miejscu Winter nie ufałabym tak starszej babce. Może jednak chcieć oddać ją w ręce właściciela straganu, z którego chleb ukradła. Nie powinna tak bezgranicznie jej wierzyć, w końcu nic nie pamięta, więc lepiej być nieufną.

    W tej kwestii zgadzam się z Winter - gdyby próbowała oszukać staruszkę już w ogóle nie mogłaby liczyć na jej pomoc, jeśli zamierza to zrobić. W końcu nic o niej nie wie, więc powinna mieć ograniczone zaufanie do tej babki.

    Zakładam, że te obrazy też coś znaczą i starsza kobieta jest kimś w rodzaju wiedźmy lub jakiegoś uzdrowiciela, który może pomóc Winter odzyskać pamięć lub współpracuje z tymi, którzy odebrali wszystko dziewczynie. Skoro to sf, nie mogę wykluczać tej opcji. Gdyby to był kryminał/thriller raczej stawiałabym na psychopatyczną morderczynię zabijającą młode dziewczyny. XD Wiem, mam spaczony umysł.

    Jeśli moje przypuszczenia się sprawdzą to przyjście do staruszki było ogromnym błędem! XD Zaraz, Winter wysnuwa wnioski na temat staruszki, że jest niegroźna na jakiej podstawie? W sensie wystroju mieszkania czy tylko jej spojrzenia? To bardzo mylące i nie powinna tracić czujności.

    Ta cyfra na nadgarstku wzbudza zainteresowanie. Co może oznaczać? Numer pracownika z nadludzkimi zdolnościami? A może numer eksperymentu genetycznego czy więźnia? Na ten moment za mało informacji, aby to stwierdzić.

    W sumie lepiej, żeby tatuaż mówił coś o osobie niż był tylko jednym z kolejnych obrazków bez znaczenia. To nie tylko ozdoba ciała, ale ona sama definiuje właściciela. Chyba lepiej, aby miała coś z nim wspólnego, opisywała go w jakiś sposób, jego przekonania. xD Oczywiście to tylko moje zdanie. :P

    Rozdział spokojny, ale bardzo mi się podoba, choć naiwność Winter mnie zaskakuje. Nikomu nie powinna tak po prostu uwierzyć i spać tutaj z jednym okiem otwartym. :P Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. <3

    Uwagi:
    "Okazuje się być tak ciepła, jak wcześniej spodziewałam się" - poprawniej jest "jak się spodziewałam"
    "Z pomocą kobiety wstaję na nogi" - dziwnie to zdanie brzmi, może lepiej "z pomocą kobiety udaje mi się wstać"
    Często używasz zdań z "że" po sobie. Trzeba je zastąpić innym synonimem lub przekształcić zdania, żeby uniknąć tych powtórzeń.
    "Starsza pani ze zdziwieniem podnosi jedną brew" - lepiej brzmi "unosi"
    "Jest tak ciemno, że trudno jest mi stwierdzić, czy coś tam znajduje się" - lepiej by brzmiało "jest tak ciemno, że ciężko stwierdzić, czy coś tam się znajduje", żeby ograniczyć niepotrzebne powtórzenie
    "Na nim jest biały obrus i bukiet jakiś polnych kwiatów" - powinno być "jakichś"
    "Opieram się o miękkie oparcie, a ręce daję wzdłuż ciała" - dziwnie to brzmi, może zamiast "daję" lepiej użyć "układam"
    "Ubranie wraz z ręcznikiem stawiam na pralkę" - raczej "kładę na pralkę"
    "To przyjemne uczycie..." - raczej "uczucie"
    "– Przepraszam – mówię przez pełne usta" - lepiej brzmi "mówię z pełnymi ustami"

    Pozdrawiam cieplutko,
    Lex May

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka ♥️ Masz rację, Winter nie powinna bezgranicznie ufać kobiecie, w końcu nie zna jej i powinna być czujna na to, co dzieje się wokół. Co do tego, kim jest staruszka, z czasem dowiesz się. Może i nie w najbliższym czasie, jednak niektóre fakty będzie można z nią powiązać.
      Sprawa z tatuażem już w kolejnych rozdziałach zostanie troszkę rozwinięta. Co do Twojej opinii na temat tatuaży mam tak samo, wolę zrobić sobie coś, coś na pewien sposób mnie definiuje, niż coś losowego. Jednak nie ukrywam, że bardzo podobają mi się obrazki na ciele ^^
      Dziękuję za wskazanie błędów, wszystkie już poprawiłam ♥️
      Ściskam mocno,

      Maggie

      Usuń
  2. Mam wrażenie, że pojawia się w rozdziale dużo powtórzeń, ciepła jajecznica i ciepła para, tatuaż z tatuowaniem. Wiem, że czasem ciężko znaleźć synonim, ale trochę to męczy.
    Irytuje mnie trochę podejście Winter, chyba dlatego, że jestem kompletnie inna niż ona. Na pewno nie przejmowałabym się opinią jakiejś pani z ulicy, z drugiej strony to Winter może na tym lepiej wyjść, bo przynajmniej jej ktoś pomógł. Sprawa tatuażu ciekawi mnie ogromnie, szczerze - to on najbardziej przekonał mnie do przeczytania opowiadania. Wątek niezwykle intrygujący. Szczególnie, że liczba jest niewielka (można tak w ogóle powiedzieć? Niewielka liczba?), więc cokolwiek robiła Winter - była jedną z pierwszych.

    Pozdrawiam,
    G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka ♥️ Postaram się zwracać uwagę na powtórzenia i zastępować słowa innymi. Staram się unikać powtórzeń, ale czasami mi to umyka ;/
      Ja z kolei tak jak Winter przejmowałabym się opinią innych i zazdroszczę ludziom, którzy nie patrzą na takie rzeczy.
      Szczerze to nie spodziewałam się, że akurat wątek z tatuażem może zadecydować o tym, że ktoś zdecyduje się zerknąć na mojego bloga :D

      Pozdrawiam cieplutko,
      Maggie

      Usuń