poniedziałek, 3 maja 2021

Rozdział 6

 


Słyszę jakieś głosy, jednak mam problem z tym, by je zrozumieć. Wciąż skupiam się, by otworzyć oczy, jednak promienie słońca utrudniają mi to. Po chwili nie muszę z tym walczyć, ponieważ ktoś zakłada mi coś na oczy. Widocznie tej osobie bardzo zależy na tym, bym nie miała żadnego pojęcia o okolicy, w której się znajduję. Czuję, jak ktoś łapie mnie pod pachami, a następnie podnosi. Wszystko mnie boli. Chciałabym poprosić, by ta osoba była delikatniejsza, jednak mam zaklejone usta. Ten ktoś przerzuca mnie sobie przez ramię. Traktuje mnie przy tym tak, jakbym była jakąś szmacianą lalką, z którą może zrobić co tylko zechce. Wypuszczam gwałtownie powietrze, gdy ramię mężczyzny boleśnie wbija się w mój brzuch. Nie mam nawet siły, by w jakiś sposób sprzeciwić się.
Ogarnia mnie strach. Nie wiem, co ci ludzie ode mnie chcą. Jeszcze bardziej przeraża mnie myśl, że nie posiadam wiedzy na temat tego, co ze mną zrobią. Kim oni są? Irytuje mnie brak informacji na ten temat. Gdybym chociaż w małym stopniu coś o nich wiedziała, mogłabym snuć domysły, a tak to są dla mnie zupełnie białą kartką. Czy będą w ogóle chcieli cokolwiek mi powiedzieć? Jeżeli mam być zdana na ich łaskę, to przecież mam prawo wiedzieć, co mnie czeka. Jednak oni nie wyglądają na kogoś, komu miałoby choć w minimalnym stopniu zależeć na jakimś małym, szarym człowieku.
Skrzypiące drzwi informują mnie, że wchodzimy do pomieszczenia. Chyba jest przestronne, bo po chwili słyszę kroki, niesione przez echo. Próbuję z tego dźwięku wyłapać ile osób może wśród mnie przebywać, jednak mam z tym problem. Twarz znów zaczyna pulsować mi z bólu, więc tym bardziej nie mogę na niczym się skupić. Marzę o tym, by przyłożyć do niej coś zimnego, by choć trochę złagodzić okropne uczucie. Nie sądzę jednak, że spotkam się z dobrocią któregokolwiek z tych ludzi.
Ktoś otwiera kolejne drzwi, po czym mężczyzna, który mnie niósł, nagle niemalże rzuca mnie na ziemię. Ciężko powiedzieć, że mnie kładzie, ponieważ zderzenie z zimną powierzchnią jest na tyle silne, że mam ochotę rozpłakać się. Przytulam twarz do podłogi, jednocześnie słysząc zamykane na zamek drzwi. Jeszcze przez dłuższy czas leżę nieruchomo, by mieć pewność, że na pewno jestem sama. Wsłuchuję się w szybkie bicie mojego serca. W myślach liczę do dziesięciu w nadziei, że to pomoże mi się uspokoić. Z trudem odwracam się na plecy. Ostrożnie ściągam materiał, który przez cały czas uniemożliwiał mi ujrzenie obrazu. Mrugam kilkukrotnie. Jest ciemno, nie mogę dostrzec zarysu mebli, czy przedmiotów. Powoli odklejam z ust taśmę. Cholernie boli, jednak zmuszam się do wykonania tej czynności. Moje trzęsące się dłonie wcale tego nie ułatwiają, tym bardziej, że również są związane. Jak później dostrzegam, są wiele razy owinięte taśmą. Przez myśl przechodzi mi, że bardziej efektowny byłby sznurek, ale może dzięki taśmie można było zaoszczędzić na czasie, w przypadku gdy ci ludzie się śpieszyli. Gdy w końcu udaje mi się odsłonić usta, nabieram do płuc powietrze tak łapczywie, jakbym bała się, że za chwilę zabraknie mi tlenu.
Wracam do wspomnień wcześniejszych wydarzeń. Czuję, jak do moich oczu napływają łzy. Obiecałam sobie, że uratuję staruszkę. Miałam nie pozwolić na to, by stała się jej krzywda. Zawiodłam. Zawiodłam na całej linii. Do końca życia nie wybaczę sobie tego, że przeze mnie zginął niewinny człowiek. Nie pomaga mi nawet myśl, że kobieta prawdopodobnie zdawała sobie sprawę z tego, jakie ryzyko wiąże się z pomaganiem mi. Ale czy przeczuwała, że może przez to zginąć? I jakim cudem ci mężczyźni wiedzieli, gdzie mnie szukać? Nie sądzę, żeby ktoś w ogóle zwrócił na mnie uwagę. A może jednak tak było? Może ktoś, kto mnie zna, widział mnie i stąd ta cała sytuacja. Tylko czy w takim przypadku nie mogło obejść się bez śmierci niewinnych? Staruszka była największym dobrem, jakie do tej pory mnie spotkało. A teraz jej nie ma. Przeze mnie.
Zaciskam mocno powieki, by powstrzymać wypływające z mych oczu łzy. To nie pomaga, więc pozwalam im spokojnie płynąć. Pociągam nosem. Dłuższy czas zajmuje mi dojście do siebie. Rana jest jeszcze zbyt świeża, bym na spokojnie mogła myśleć o tym, co się stało. Bym mogła przestać obwiniać się o to, albo przynajmniej pogodzić się z tym.
Gdy tak leżę, przypomina mi się kolejna, dziwna rzecz, która wcześniej nie wywarła na mnie aż tak wielkiego wrażenia, jak w chwili obecnej. Wciąż nie rozumiem, jakim cudem słyszałam w głowie głos pani Emmy. W pierwszej chwili myślałam, że to moja wyobraźnia płata figle, jednak po dalszej analizie stwierdzam, że naprawdę to słyszałam. To było tak bardzo realne, że nie ma mowy o zaprzeczaniu. Coraz bardziej zaczynam wierzyć, że to wszystko miało miejsce i że nic sobie nie wymyśliłam. Nie znajduję jednak żadnych logicznych argumentów na potwierdzenie tego. Ktoś, kto tego nie doświadczył, mógłby powiedzieć, że zwariowałam. Może naprawdę tak jest? Trudno jest uwierzyć, że takie rzeczy dzieją się naprawdę. Przecież to niemożliwe. Ludzie nie posiadają takich umiejętności. Tylko w takim razie jak wyjaśnić to, czego doświadczyłam? Czy będąc w szoku mogłam sobie coś takiego uroić? Tylko że ten głos był tak bardzo wyraźny...
Ocieram jeszcze wilgotne od płaczu oczy. Stwierdzam, że mam tak mocno związane ręce, że stopniowo zaczynam tracić w nich czucie. Jest to bardzo nieprzyjemne doznanie i najchętniej pozbyłabym się go. Skoro mnie tu zamknęli, mogli mnie przecież rozwiązać. Nie sądzę, że łatwo jest stąd uciec, więc co to byłby dla nich za problem. Rozglądam się dookoła, ale widzę tylko ciemność. Przeraża mnie to. Nie jestem w stanie nic dostrzec. Jak daleko jest ściana? Próbuję doczołgać się do jakieś, jednak obawiam się, że uderzę w nią głową. Twarz i bez tego mnie boli, więc nie chcę pogarszać sytuacji. Żałuję, że nie ma tutaj żadnego okna, przez które docierałby choć mały promień światła. Niedorzeczne, że przetrzymują mnie w takich warunkach, a w dodatku w całkowitej ciemności. Jak długo będę tutaj siedziała?
Dłonią wyczuwam przed sobą zimną powierzchnię. A więc dotarłam do jednej ze ścian. Ostrożnie podnoszę się na tyle, by znaleźć się w pozycji siedzącej. Oddycham ciężko i odnoszę wrażenie, że uchodzi ze mnie cała energia. Nie mija chwila, gdy stwierdzam, że lepiej będzie, gdy się położę. Wprawdzie twarda podłoga nie jest czymś, na czym w pełni mogłabym wypocząć, jednak jestem na tyle zmęczona, że usnę w każdym miejscu. Czuję ulgę, gdy na powrót leżę. Zamykam oczy, co wywołuje u mnie ból. Twarz muszę mieć bardzo spuchniętą, skoro nawet taka czynność mi doskwiera.
Leżąc, wsłuchuję się w dudniącą w mych uszach ciszę. Odnoszę wrażenie, że jakaś cząstka mnie chciałaby usłyszeć jakikolwiek dźwięk, który zdradzały obecność innej osoby. Wprawdzie towarzystwo tych mężczyzn nie powoduje, że czuję się bezpieczna, jednak perspektywa bycia samą w zupełnie obcym miejscu wydaje mi się jeszcze gorsza. Nie mam pojęcia gdzie jestem i dlaczego się tutaj znajduję. Chciałabym w końcu dowiedzieć się, czego ci ludzie ode mnie chcą. Bardzo żałuję, że nie jestem w stanie nic przywołać w pamięci. Czy kiedyś dowiem się, jakie wydarzenia miały miejsce w przeszłości? Może to pozwoliłoby mi zrozumieć, jaki w tym wszystkim jest cel. Nie sądzę, że nieznajomi chcieliby mi cokolwiek wyjaśnić.
Powieki wydają się być jeszcze cięższe, niż wcześniej. Cisza wokół mnie staje się coraz mniej dokuczliwa i powoli zaczynam się z niej cieszyć. Zdaję sobie sprawę z tego, że z tych wszystkich wydarzeń, które miały miejsce, to właśnie spokój jest czymś, czego potrzebuję. To jest moment, w którym nie muszę się o nic martwić i przejmować. Przynajmniej przez chwilę. Powinnam cieszyć się tym momentem i korzystać z niego, ponieważ nie wiadomo kiedy znów coś się wydarzy. Muszę nabrać sił i przyszykować się na to, co będzie miało miejsce może i za niedługo. Powinnam być przygotowana na wszystko.
 
***
 
Budzi mnie dźwięk czyiś ciężkich kroków. Zaraz... To nie są kroki tylko jednej osoby. Wsłuchuję się w odgłos i po chwili rozumiem, że idzie kilka osób. Lekko zdziwiona z trudem podnoszę się, by znaleźć się w pozycji siedzącej. Przechylam lekko na bok głowę, a następnie mrużę oczy. Zza niewielkiego okienka, znajdującego się w drzwiach, dostrzegam słabą smugę światła. Na ten widok serce zaczyna mi szybciej bić. Momentalnie podsuwam się wyżej, jakbym dzięki temu miała mieć lepszy widok. Nadal nic nie widzę, więc najszybciej, jak tylko mogę, próbuję doczołgać się do drzwi. O dziwo wykonanie tego nie zajmuje mi dużo czasu. Okienko na szczęście nie znajduje się wysoko, więc siedząc bez problemu mogę przez nie patrzeć.
Na korytarzu pali się słabe światło, jednak mimo to dostrzegam, jak bardzo jest obskurny. Ciemne ściany są poniszczone i sypie się z nich tynk. Ciekawe, czy wnętrze mojej celi wygląda tak samo. Mrużę oczy, by spróbować dostrzec coś więcej, ale to nie przynosi żadnych efektów. Ze skupieniem nasłuchuję kroków, które znajdują się coraz bliżej. Gdy moim oczom ukazują się słabe zarysy czyichś cieni, lekko odsuwam się od drzwi w obawie, że jakimś cudem ktoś mnie ujrzy. Mrużę oczy jeszcze bardziej. W końcu jestem w stanie zobaczyć osoby masywnej budowy. Nie mogę ujrzeć ich twarzy, ale wnioskuję, że są to mężczyźni. Jestem zdziwiona, gdy wśród nich ukazuje się również jakaś drobna postać, która jest prowadzona przez nieznajomych. A raczej ciągnięta po ziemi, jak jakaś szmaciana lalka. Ma związane ręce i nogi, a na głowę nałożyli jej worek. Ogarnia mnie złość na ten widok. Jak długo ta osoba się męczy? To co zrobili jest bestialskie. A ona jest taka drobniutka... Przechodzi mi przez myśl, że to może być dziecko. Na to stwierdzenie robi mi się słabo. Ci mężczyźni nie mają nawet krzty sumienia.
Nie mam pojęcia w którym momencie moja twarz znalazła się tak blisko drzwi, jednak orientuję się wtedy, gdy ktoś strasznie mocno uderza w wejście. Zaskoczona podskakuję i od razu odsuwam się. Słyszę jakiś głos, ale nie rozumiem tych słów. Nie wiem nawet czy jest skierowany do mnie, czy do kogoś innego. Po chwili rozlega się głośny śmiech, który wywołuje u mnie złość. Przez moment mam ochotę zmyć uśmiech z buzi tego mężczyzny, jednak nie mija dłuższa chwila, a nagły przypływ odwagi znika. Na powrót ogarnia mnie niepokój, przez który mam ochotę gdzieś się schować.
Spoglądam na swoje ręce, które wciąż są związane. Ten widok sprawia, że dokuczliwy dyskomfort powraca i mam ochotę rozwiązać dłonie, jednak nie wiem jak. Nieudolnie poruszam nimi, jakby to miało w jakikolwiek sposób pomóc. Wiem jednak, że nie jestem na tyle silna, by rozerwać kilkakrotnie owiniętą wokół rąk taśmę. Nie sądzę, że w pomieszczeniu znalazłabym coś na tyle ostrego, by się tego pozbyć. Jednak mimo to podnoszę wzrok i ze smutkiem stwierdzam, że jest ciemno i nic nie zobaczę. Zrezygnowana wzdycham. Pozostaje mi się łudzić że w końcu ktoś łaskawie mnie rozwiąże.
Zamykam oczy. Wprawdzie nic produktywnego nie zrobiłam, a czuję się jak po jakimś maratonie. Powieki na powrót wydają mi się strasznie ciężkie, a przecież spałam chyba na tyle długo, by być wypoczęta. Widzę całkowitą ciemność, jednak po chwili zaczyna pojawiać się coś dziwnego. Jakieś kształty. Nie rozpoznaję ich. Próbuję skupić się na nich, jednak nie mogę. Tak bardzo chce mi się spać. Przełykam ślinę, przez co zdaję sobie sprawę z tego, że mam strasznie sucho w ustach. Może jak zasnę to nie będzie mi to dokuczało.
 
***
 
Jest strasznie zimno. Wydaje mi się, że zaraz stanę się kostką lodu. Próbuję otworzyć oczy, ale nie mogę. Klękam na zimnej powierzchni. Ze zdziwieniem stwierdzam, że mam wolne ręce. Nie jestem związana. Dotykam swojej twarzy, a następnie przy pomocy dłoni próbuję podnieść powieki. To nie pomaga. Chcę coś powiedzieć. Nie mogę otworzyć ust. Co się dzieje?!
Podnoszę się, ale zaraz upadam. Nie jestem w stanie utrzymać równowagi. Czuję się taka ciężka. Moje nogi nie potrafią unieść masy mojego ciała. Ponawiam próbę. Znów upadam. Boli.
Zrywa się coraz większy wiatr. Przechodzą mnie silne dreszcze. Mam ochotę schować się gdzieś. Jest okrutnie zimno. Pocieram rękoma odkryte ramiona. Nie czuję poprawy.
Niespodziewanie odrywam się od powierzchni ziemi. Na oślep macham górnymi i dolnymi kończynami. Chcę krzyknąć, lecz nadal nie mogę otworzyć ust.
Upadam. To strasznie boli. Czuję się połamana. Z trudem przekręcam się na bok. Otwieram oczy, w końcu mogę to zrobić.
Z mych ust wydobywa się przeraźliwy wrzask. Widzę staruszkę. Ma zakrwawioną twarz. Nie chcę na to patrzeć. Nie mogę zamknąć oczu. Nie mogę odwrócić głowy. A jej twarz coraz bardziej zbliża się do mojej. Odejdź!
– Pozwoliłaś mi umrzeć – syczy.
Czuję jej ciepły oddech na twarzy. Metaliczny zapach wywołuje u mnie odruch wymiotny. Chcę odwrócić głowę. Nie mogę. Coś mi ją trzyma. Jestem zmuszona patrzeć w te wielkie, niebieskie oczy.
– Przepraszam – udaje mi się wykrztusić.
Echo roznosi donośny śmiech. To nie jest śmiech pani Emmy. Rozbrzmiewa w nim wrogość. Jest złowieszczy.
– Zabiłaś mnie! – krzyczy.
Płaczę. Nie wiem kiedy daję upust łzom. Boję się. Jakim cudem ona ze mną rozmawia? Powinna być martwa!
Kobieta mocno łapie moją szyję. Zaciska na niej swoje lodowate palce.
– Teraz twoja kolej – mówi głosem pełnym jadu.
Nie mogę oddychać. Duszę się. Chcę coś zrobić, ale nie jestem w stanie ruszać rękoma. Coś mnie trzyma. Nie mogę się odezwać. Czy tak ma wyglądać mój koniec?
Wpatruję się w krwistoczerwone oczy staruszki. Już nie są tak błękitne, jak kiedyś. Przypominają tęczówki upiora.
 
***
 
Budzę się cała oblana potem. Słyszę przeraźliwy krzyk i dopiero po dłuższej chwili rozumiem, że to mój wrzask. Przykładam usta do ramienia, by zagłuszyć ten dźwięk. Zaczynam płakać. Nie jestem w stanie zapanować nad swoimi emocjami. Nawet nie zwracam uwagi na to, że przez ich upust zaczyna mnie boleć obita twarz. Przed oczami wciąż widzę oblicze pani Emmy. To samo, które ukazało mi się we śnie. Pomimo iż wiem, że to wszystko nie stało się naprawdę, nadal boję się, że zaraz przede mną pojawi się kobieta i zrobi to samo, co przed chwilą. Próbuję uspokoić oddech, jednak moje próby idą na marne. Panicznie rozglądam się dookoła. Z tyłu głowy mam myśl, że coś zaraz zobaczę.
W momencie, gdy dostrzegam smugę światła, przelatującą przez drzwi, najszybciej jak tylko mogę, idę w jej kierunku. Odnoszę złudne wrażenie, że patrzenie na oświetlenie pomoże mi się uspokoić i w ten sposób będę mogła poczuć się bezpiecznie. Przez moment wpatruję się w drobinki kurzu, swobodnie unoszące się w powietrzu, a doskonale widoczne w promieniu. Następnie wlepiam wzrok w obskurny korytarz, znajdujący się po drugiej stronie. Wodzę po nim wzrokiem, nie mając pojęcia, czego tak naprawdę oczekuję. Przyciskam czoło do zimnych drzwi, jednak szybko odsuwam się, ponieważ ból twarzy daje o sobie znać. Przykładam opuszki palców i wyczuwam pod nimi, że mój nos jest dziwnie duży i prawdopodobnie bardzo opuchnięty. Chyba nie chciałabym ujrzeć, jak źle teraz wyglądam.
Nie wiem jak długo siedzę w całkowitej ciszy. Podskakuję na niespodziewany dźwięk szybkich kroków, a następnie rozmowy. Próbuję skupić się, by wyłapać jakieś słowa, ale nie mogę nic zrozumieć. Mam nawet problem w odróżnieniu rozmówców. Nie wiem, czy jest ich tylko dwóch, czy może więcej. Wszystkie głosy są do siebie bardzo podobne. Serce bije mi szybciej z każdym i coraz bardziej zbliżającym się do mnie odgłosem ciężkich kroków. Przechodzi mi przez myśl, że te osoby spieszą się. Tylko dlaczego? Czy coś złego się dzieje?
Na dźwięk gwałtownie otwieranych w oddali drzwi, cofam się do tyłu. Ktoś coś krzyczy, jednak wciąż nie mogę zrozumieć tych słów. Na myśl przychodzi mi, że rozmowa być może toczy się w jakimś innym języku. Perspektywa spotkania z obcokrajowcami wywołuje u mnie lęk. Mam złudną nadzieję, że nie zajrzą do mojej celi. Boję się, że nie zrozumiem, czego będą ode mnie chcieli. Mam ochotę schować się. Głosy z każdą chwilą stają się coraz głośniejsze. Odruchowo cofam się w głąb pomieszczenia tak, by pochłonęła mnie ciemność. Czuję, jak plecami zderzam się z zimną ścianą. Kulę się w kącie, mając nadzieję, że w ten sposób stanę się mniej widoczna. Serce bije mi jak oszalałe, słyszę jego głośne bicie. Nagle drzwi do mojej celi otwierają się z hukiem. Zamieram.

Hej kochani! Mam nadzieję, że rozdział nie wyszedł mi jakoś specjalnie źle. Starałam się dobrze oddać klimat i wszystko opisać w miarę dobrze i wiarygodnie. Mam nadzieję, że to mi się udało, ale ocenę zostawiam Wam. Życzę miłego czytania i pozdrawiam cieplutko! ♥️

5 komentarzy:

  1. Kurde, ta scena snu bohaterki była naprawdę przerażająca, aż się serio wczułam w rozdział. Podobał mi się ten rozdział, chociaż nic nowego właściwie się nie wydarzyło, to podobał mi się klimat i zwrócenie uwagi na uczucia bohaterki, bo właściwie wszystkie są opisane. Ten strach, bo nie wie, co się stanie i zmęczenie czy poczucie winy.
    Już myślałam, że we śnie Winter przypomni sobie coś z przeszłości, ale na to pewnie trzeba będzie jeszcze poczekać ;)
    Pozdrawiam,
    G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka ♥️ Cieszę się, że scena snu wywołała takie wrażenie. Czasami lubię w rozdział wpleść takie opisy. Akcja teraz rozwija się trochę mozolnie, ale mam nadzieję, że nie zanudzę i że wytrwasz do momentu, w którym zacznie się więcej dziać :D
      Dziękuję za komentarz, pozdrawiam cieplutko! ♥️

      Maggie

      Usuń
    2. Ja akurat jestem zwolenniczką powolnej akcji, nic mnie tak nie denerwuje jak cudowna relacja na całe życie zawarta w kilku rozdziałach, come on, życie tak nie wygląda ;) Im wolniej tym lepiej

      Usuń
  2. Hejo!

    Zaraz, zaraz, czyli ręce miała związane z przodu, nóg raczej nie. Mogła bez problemu uderzyć/kopnąć w klejnoty oponenta i spróbować uciec. xD

    Skąd wiedzieli, że jest tam... Pewnie ma wszczepiony jakiś lokalizator, być może te cyfry wyryte na dłoni (w tym miejscu, głęboko pod skórą jest).

    Cóż, jakieś magiczne moce... Staruszka mogła być również eksperymentem lub kimś, kto urodził się z nadprzyrodzonymi mocami. Kto wie czy nie miała na ręku tych samych cyfr, ale gdyby tak było - nie mogłaby swobodnie sobie żyć na wolności, bo ci zwyrole by na to nie pozwolili. Wciąż zastanawia mnie jej tożsamość...

    Sposób przetrzymywania Winter (i samo jej zatrzymanie) sugeruje, że ci ludzie mają ją w głębokim poważaniu. Jest dla nich niczym bydło, które hodują sobie i mogą się go pozbyć, kiedy najdzie ich na to ochota.

    Podziwiam, że potrafisz tak rozwinąć opis zwykłej ciemności, obaw bohaterki związanych z byciem samą w takim miejscu. Przyznaję, że nie jedna osoba by poległa, a ty potrafisz to tak rozwinąć, szczegółowo opisać. Jak to robisz? xD

    Winter ma coś na tyle ostrego, by się pozbyć tej taśmy i daleko szukać nie musi... Może wykorzystać własne zęby, w sumie to najlepsza metoda w tak ekstremalnej sytuacji, po którą każdy by sięgnął. :D Po tym mogłaby zaskoczyć kogoś, kto na pewno za jakiś czas po nią przyjdzie i spróbować wydostać się z miejsca, gdzie jest przetrzymywana. Ile by w tym było emocji... Strach, niepewność, wyjący alarm, wrzaski strażników. <3 Takie powolne czekanie (może nawet na śmierć) jest o wiele gorsze od zrobienia czegokolwiek.

    A tam, może tylko sprawdzają stan złapanych "wyjątkowych" dzieciaków. Skoro otwierają więcej niż jedną celę to jest bardzo prawdopodobne. A co do obcokrajowców - w sumie mogą być tanią siłą roboczą, która nie zrozumie, o co chodzi naukowcom, którzy pewnie przeprowadzają tam eksperymenty, a jedynie mają za zadanie wyłapywać i pilnować dzieciaków.

    Uwagi:
    "Tylko w takim razie jak wyjaśnić to, co doświadczyłam" - zamiast "co" lepiej brzmi "czego"
    "Gdy moim oczom ukazują się słabe zarysy czyiś cieni" - raczej "czyichś"
    "Dopiero następnie wlepiam wzrok..." - albo "dopiero", albo "następnie", oba średnio ze sobą grają, zostawiłabym "następnie"

    Oprócz tego zdarzają ci się licznie powtórzenia "się" i "mnie" w zdaniach następujących po sobie. To trzeba dopracować i będzie git. Mogłam też czegoś nie wyłapać, bo wciąż źle się czuję. :P

    Co więcej mogę powiedzieć - ja chcę rozdział siódmy już teraz. Bardzo ciekawi mnie, kto wszedł do celi i jaki ma w tym interes. Co się dalej wydarzy? Wprost nie mogę się doczekać!

    Pozdrawiam cieplutko,
    Lex May

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka ♥️ Fakt, mogła spróbować uciec, ale ludzie różnie reagują w takich sytuacjach. Jedni będą próbowali się wydostać, drudzy natomiast będą sparaliżowani przez strach.
      Więcej na temat staruszki pojawi się, ale niestety nie prędko 🙈
      Bardzo dziękuję za pochwałę, choć nadal uważam, że są osoby, które napisałyby takie opisy dużo lepiej ode mnie :D
      To prawda, że czekanie jest gorsze, niż robienie czegokolwiek, nawet bezskutecznie, jednak są ludzie mniej odważni, którzy nie zdecydują się na tak duży krok.
      Dziękuję bardzo za komentarz i wypisanie błędów ♥️ Pozdrawiam cieplutko!

      Maggie

      Usuń