Pomieszczenie wypełnia jasność. Mocniej przyciskam plecy do
ściany, jakby to miało spowodować, że nagle wtopię się w nią i nikt nie będzie
w stanie mnie dostrzec. Głośne kroki zlewają się z odgłosem bicia mojego serca.
Pragnę zniknąć. Tak bardzo boję się tego, co może za chwilę się wydarzyć.
Nerwowo rozglądam się wokół, choć doskonale wiem, że nie znajdę żadnej drogi
ucieczki. Mogę jedynie modlić się o to, by nikt mnie nie skrzywdził. Gdy przede
mną zatrzymuje się trójka mężczyzn, nieświadomie wstrzymuję oddech. Serce staje
mi w gardle. Nagle czuję się słaba i wydaje mi się, że nie jestem w stanie
wykonać żadnej czynności, nawet najprostszej. Nie wiem jak długo stoją i
przyglądają mi się, ale odnoszę wrażenie, że trwa to wieczność. Jestem
przestraszona, a jednocześnie zła. Ogarnia mnie wściekłość, bo w chwili obecnej
moje życie zależy tak naprawdę od obcych mi ludzi, a ja nawet nie wiem, co mnie
czeka.
Mężczyzna, stojący przed dwoma innymi, kuca. Zmuszam się do tego,
by spojrzeć w jego oczy, jednak po chwili przez tchórzostwo spoglądam w dół.
Nie mam odwagi patrzeć prosto na niego – to mnie przerasta. Z trudem przełykam
ślinę. Tak bardzo boję się, a stres powoduje, że zaczynam się cała trząść.
Przez ułamek sekundy przed oczami widzę jakiś cień. Dopiero w momencie, gdy
czuję na policzku dotyk, rozumiem, że jest to czyjaś dłoń. Momentalnie odchylam
głowę w tył. Z przerażeniem zatrzymuję wzrok na podłodze. Nieznajomy ponownie
mnie dotyka, ale tym razem zgarnia mi z twarzy kosmyki włosów. Staram się nie
myśleć o tym i uporczywie spoglądam wciąż w ten sam punkt. Niestety mężczyzna
odwraca moją twarz w swoim kierunku, tym samym zmuszając mnie, bym patrzyła na
niego.
Światło w pomieszczeniu nie jest doskonałe, więc nie jestem w
stanie dostrzec mężczyzny w pełnej okazałości. Po jasnych włosach mogę domyślać
się, że są koloru wskazującego na starszy wiek. Nie jestem nawet pewna, czy ma
na twarzy zmarszczki, czy może przez panujący półmrok odnoszę takie wrażenie.
Jego wzrok z kolei jest przeszywający, aż czuję się przez to nieswojo. Wydaje
mi się, że mierzy mnie od góry w dół. To bardzo nieprzyjemne uczucie.
– Który to numer? – pyta ochrypłym głosem.
Jak na człowieka, który wzbudził we mnie strach, barwa jego głosu
wydaje się być ciepła.
– Dziewięć – odpowiada jeden z mężczyzn, stojących z tyłu.
Przez chwilę myślę, o co może chodzić, aż nagle przypomina mi się,
że mam tatuaż właśnie z tą cyfrą. To odkrycie wywołuje u mnie ogromny szok i
powstrzymuję się, żeby ze zdziwienia nie otworzyć buzi. Jeszcze niedawno byłam
pewna, że wzór jest przypadkowy i na pewno nic nie znaczy. Nie wiem jednak z
czym mam powiązać tatuaż. Czyżby numer był oznaczeniem czegoś? Jeśli tak, to
jest przypadkowy, czy może oznacza coś konkretnego? Skoro nieznajomy zapytał o
cyfrę, to chyba naprawdę musi to być coś istotnego.
– Interesujące... – szepcze mężczyzna.
Ponownie dotyka mojego policzka. Wzdrygam się, czując jego zimne
dłonie. Panująca wokół cisza staje się nie do zniesienia. Pragnę, żeby ktoś się
odezwał, bo staje się to męczące i jeszcze bardziej mnie stresuje. Ta
niepewność mnie dołuje. Ciągle obawiam się tego, co może za chwilę się wydarzyć.
– Ty jesteś interesująca – zwraca się do mnie.
Przełykam ślinę. Nie mam pojęcia, co ciekawego może być w mojej
osobie. Jestem zwykłym, szarym człowiekiem, który w dodatku nie wie, kim jest.
Bardzo możliwe, że na nic im się nie przydam. Przecież nie posiadam żadnej
wiedzy, która mogłaby być w jakikolwiek sposób pomocna. Nie ważne jak bardzo
się staram, nie jestem w stanie przywołać żadnych wspomnień. Moje najwcześniejsze
ma miejsce w lesie, w którym zostawiła mnie kobieta, choć i tak nie mam
pewności co do płci. Czyżby chodziło im właśnie o to wydarzenie? Nie, to bez
sensu. Może powinnam zachować to dla siebie. Postać ostrzegła mnie, że mam
trzymać się z dala od ludzi. Teraz już wiem, że chodziło jej o tych, którzy
mnie schwytali. Nie mogę nic im powiedzieć. Muszę milczeć tak długo, jak będę
potrafiła.
Mężczyzna cały czas przygląda się mojej twarzy, jakby próbował się
w niej czegoś doszukać. Staram się zachować neutralny wyraz, jednak jestem
pewna, że maluje się na niej zdenerwowanie, które aż bije w oczy. Cały czas
rozglądam się na boki, bo nie umiem utrzymać wzroku w jednym punkcie. Jeszcze
chwila i się rozpłaczę.
– Ilu znaleźliście? – Nieznajomy w mgnieniu oka wstaje i odwraca
się do swoich wspólników.
– Z nią dwójkę – odpowiada jeden z mężczyzn. – Był jeszcze trzeci,
ale zdążył uciec.
– Dzieciak? – w jego głosie słychać złość.
– Nie... Młody chłop.
Szef, a przynajmniej tak wnioskuję, siarczyście przeklina. Kulę
się pod ścianą w obawie, że wybuch złości wyładuje na mnie. Podnosi rękę, jakby
chciał uderzyć któregoś ze swoich wspólników, ale powstrzymuje się. Odwraca się
w moją stronę i przez chwilę naprawdę jestem pewna, że oberwę. Na szczęście
kończy się tylko na krótkim spojrzeniu. Odczuwam ogromną ulgę. Wypuszczam z ust
powietrze i staram się uspokoić oddech. Szybko bijące serce wcale mi w tym nie
pomaga.
– Przygotujcie się do przewozu, jazda! – krzyczy mężczyzna.
W mgnieniu oka opuszczają moją celę. Odczuwam ulgę, gdy głośne
kroki z każdą chwilą stają się mniej słyszalne, a drzwi zamykają się z
charakterystycznym dźwiękiem. Staram się na spokojnie ułożyć w głowie to, co
miało przed chwilą miejsce. Odczuwam, że to powoli zaczyna mnie przerastać i
nie mam pojęcia, jak mam się zachować. Wszystko jest dla mnie wielką niewiadomą
i nie sądzę, że ktoś będzie chciał wyjaśnić mi, o co w tym wszystkim chodzi.
Zrezygnowana kładę się na podłodze. W głowie ciągle słyszę
wypowiedziane przez mężczyznę zdanie, odnoszące się do zmiany pobytu. Czyżby
miał na myśli również mnie? Przychodzi mi na myśl, że może ten budynek to jeden
z kilku, w których dzieją się podobne rzeczy. Przeraża mnie to stwierdzenie.
Ilu jeszcze ludzi traktują w ten sam sposób, jak mnie? Ilu z nich traci wolności
być może na zawsze? Co takiego jest w nas, że jesteśmy skazani na taki los?
Nikt nie ma prawa więzić kogoś bez powodu. Mnie również. Wprawdzie nie mam
pojęcia, co takiego wydarzyło się w przeszłości, ale czuję, że nie zrobiłam nic
złego. Czy potrafiłbym być złym człowiekiem?
Zamykam oczy. Jeśli faktycznie mam zostać przewieziona do innego
miejsca, muszę wypocząć przed podróżą. Pocieszam się, że może nie będzie długa
oraz łudzę, że tym razem będę trzymana w lepszych warunkach.
***
Słyszę w oddali jakieś krzyki. Zaciskam mocniej powieki. Nie
jestem pewna czy to sen, czy już jawa. Odgłosy stają się coraz głośniejsze,
przez co wierzę, że to wszystko faktycznie dzieje się naprawdę. Otwieram
zaspane oczy, jednak wokół nadal panuje ciemność. Już chcę ponownie spróbować
zasnąć, gdy nagle do mych uszu dociera strasznie głośny huk. Przez chwilę mam
wrażenie, że ziemia zatrzęsła się. Przez szok przestaję się ruszać i niechętnie
oczekuję na dalszy rozwój sytuacji.
Nagle do mojej celi wchodzi osoba potężnej postury. Z racji, iż
jest ciemno, nie jestem w stanie dostrzec jej twarzy, jednak muskularna
sylwetka uwidacznia się w bijącym z tyłu świetle. Odruchowo cofam się do tyłu,
łudząc się przy tym, że jakimś cudem zniknę i nikt nie będzie mógł mnie
dotknąć, jednak to marzenie nie spełnia się i już po chwili silne ręce podnoszą
mnie. Czuję przerażenie, gdy moje stopy odrywają się od ziemi. Zaczynam się
wyrwać, jednak cały wysiłek idzie na marne. Wydaje mi się, że nie sprawia to
żadnego wrażenia na mężczyźnie. Wnioskuję, że to płeć przeciwna po tym, że
czuję charakterystyczny dla tej osoby zapach perfum. Kobieta z kolei pewnie nie
uniosłaby mnie z taką łatwością, jak ta postać.
W oddali słyszę kolejny wybuch. Jest na tyle głośny, że aż krzywię
się z powodu bólu uszu. Nie rozumiem, co się dzieje. Mężczyźni, stojący na
korytarzu, zaczynają coś krzyczeć. Po chwili widzę jak w powietrzu unoszą się
drobinki ciemnego kurzu. Z każdą chwilą jest ich coraz więcej. Słyszę, jak coś
się sypie. Tynk? Nerwowo rozglądam się dookoła, ale nic nie mogę dostrzec. Już
nawet zapominam, że ktoś mnie trzyma, tym samym uniemożliwiając mi samodzielne
poruszanie się. Do mych uszu dochodzi dźwięk kolejnego wybuchu. Tym razem
znajduje się gdzieś niedaleko. W ułamku sekundy ciężkie ciało przygniata mnie
do zimnej podłogi, utrudniając mi oddychanie. Próbuję wydostać się, ale nie
jestem w stanie. Postać w porównaniu do mojego drobnego ciała jest bardzo
masywna. W oddali ktoś siarczyście przeklina, a następnie coś mówi. Nie
rozumiem żadnych słów. Co tu, do cholery, się dzieje?!
– Ty ofermo! – udaje mi się zrozumieć.
Czuję, jak ciążący na mnie ciężar znika. Odczuwam ogromną ulgę i
odruchowo nabieram do płuc powietrze. W mgnieniu oka ktoś ponownie podnosi mnie
i od razu gwałtownie ciągnie za sobą. Niezdarnie podążam za osobą, potykając
się o własne nogi. To nie uchodzi niczyjej uwadze, bo od razu zostaję
przerzucona przez czyjeś ramię. Czuję ból w brzuchu, na który krzywię się.
Rozpaczliwie zgarniam z twarzy kosmyki włosów. Chcę zobaczyć, co się stało, jednak
nadal nic nie widzę. Zrobiło się strasznie ciemno, przez co nie jestem pewna,
czy podążamy w odpowiednim kierunku.
Następny wybuch. Upadam na ziemię, przy czym boleśnie obijam się.
Czuję, jak po twarzy spływają mi łzy. Opieram się o ścianę i skulam się.
Próbuję uspokoić oddech oraz wyłapać jakieś rozmowy. Nic nie słyszę i nie wiem,
czy powinnam się z tego powodu cieszyć. Może należy teraz skorzystać z okazji i
uciec? Przełykam z trudem ślinę i wstaję na równe nogi. Muszę wspomagać się
ścianą, ponieważ początkowo mam problem z chodzeniem. Wszystko mnie boli,
jednak staram się nie zwracać na to uwagi. Jeśli ci mężczyźni są w pobliżu,
zapewne zaraz zaczną mnie szukać.
Idę wzdłuż korytarza, który stopniowo zaczyna rozjaśniać się. Nie
mam pojęcia w jakim kierunku zmierzam. Łudzę się, że w stronę wyjścia. Z tyłu
głowy cichy głos szepcze mi, że to nieprawda, ale staram się nie podzielać jego
myśli. Muszę się stąd wydostać.
Krzyczę, gdy ktoś łapie mnie za rękę, a następnie brutalnie
przyciąga do siebie. To nie tak, że się tego nie spodziewałam, bo to była
kwestia czasu, aż ktoś sobie o mnie przypomni, jednak to jest na tyle
niespodziewane, że wywołuje u mnie strach.
– Tak łatwo nam nie uciekniesz, jesteś zbyt cenna – słyszę przy
uchu zachrypnięty głos.
W ogóle nie rozumiem drugiej części zdania. Dlaczego miałabym być
dla kogoś wartościową osobą? To kolejne pytanie, na które nie dostałam jeszcze
odpowiedzi. Z upragnieniem czekam na dzień, aż w końcu wszystko zostanie mi
wyjaśnione. Może to pozwoli mi zrozumieć zaistniałą sytuację.
Mężczyzna ciągnie mnie po schodach. Tak dawno nie miałam żadnej
aktywności fizycznej, że po przejściu zaledwie kilku schodów mam po prostu
dość. Zaczynam oddychać ciężko i chętnie zatrzymałabym się na chwilę, ale boję
się o to poprosić. Drzwi przede mną zostają gwałtownie otwarte, a ja jestem
przez nie wypchnięta. Upadam przy tym na kolana, co denerwuje nieznajomego.
Zaczyna przeklinać i jestem niemalże pewna, że zaraz mnie uderzy, gdy
niespodziewanie podnosi mnie i znów gdzieś prowadzi. Zaczyna mu się spieszyć
jeszcze bardziej, gdy w oddali słychać następny wybuch.
– Co się dzieje? – pytam zniecierpliwiona.
Nie dostaję żadnej odpowiedzi. Oczywiście mogłam się tego
spodziewać. Czuję się zła, ponieważ przez cały czas jestem lekceważona i nikt
nie zwraca uwagi na to, co czuję. Nawet nikt nie zamierza poinformować mnie, po
co to wszystko. Czy kiedyś dostąpi mnie ten zaszczyt i w końcu dowiem się
czegokolwiek? Przecież nie proszę o tak wiele. Wychodzę z założenia, że skoro
jestem przetrzymywana wbrew swojej woli, to przynajmniej mogłabym znać powód.
Upadam na dźwięk kolejnego wybuchu. Po raz kolejny boleśnie
uderzam się o coś, albo coś o mnie. Stękam z bólu. Czuję, jak oczy zaczynają
mnie piec i nie mogąc powstrzymać łez, po prostu pozwalam im spływać po
policzkach. Chcę się poruszyć, by znaleźć się w wygodniejszej pozycji, ale nie
mogę. Okropny ból w ramieniu nie pozwala tego zrobić, a tylko zmusza do
myślenia o nim. Dotykam obolałego miejsca, ale to tylko pogarsza dręczące mnie
uczucie. W momencie, gdy ktoś gwałtownie mnie podnosi, zaczynam głośno
krzyczeć. Ból ramienia staje się nie do zniesienia. Chcę powiedzieć, by ten
ktoś mnie puścił, ale jestem w stanie tylko wrzeszczeć. To chyba denerwuje
nieznajomą postać, bo ściska mnie jeszcze bardziej. Mam ochotę umrzeć. Zamknąć
oczy i już się nie obudzić. W tej chwili wydaje mi się to wybawieniem. Chcę,
żeby to okropne uczucie zniknęło…
– Zamknij się, szmato! – słyszę przy uchu i zostaję gwałtownie
przyciśnięta do ściany.
Zaczynam płakać jeszcze bardziej. Bełkoczę coś, jednak sama nie
jestem w stanie siebie zrozumieć. Nie mam pojęcia jak dać do zrozumienia, że
coś mnie boli. Czuję się bezsilna i wyczerpana. Gdy osuwam się, mężczyzna, a
przynajmniej wydaje mi się, że to płeć przeciwna, podciąga mnie, by następnie
zmusić do pójścia za nim. Dopiero wtedy czuję piekącą skórę na nodze, ale nie
chcę tam spoglądać.
– Szybciej, kurwa! – krzyczy nieznajomy.
Nie słucham go. Moja uwaga całkowicie skupia się na bólu. Kolejne
słowa nie docierają do mnie. Chcę się położyć. Nie mam już siły... Powoli
przestaję zwracać uwagę na otaczające mnie miejsce, całkowicie pochłonięte
gęstym dymem. Nie wiem już czy oczy łzawią mi od niego, czy po prostu przez
ból. Słyszę dźwięk, przypominający strzał, ale nie jestem pewna, czy to czasem
moja wyobraźnia nie płata figli. Niespodziewanie coś ciężkiego na mnie spada,
przez co ląduję na ziemi. Zaciskam mocno szczęki, by powstrzymać cisnący się do
mych ust krzyk, ale to nie skutkuje. Zalewa mnie kolejna fala płaczu i bólu.
Już dalej tak nie wytrzymam. Niech mnie ktoś zabije, bo nie wiem, ile będę w
stanie jeszcze znieść. Tak cholernie bardzo wszystko mnie boli…
Mam problem z poruszaniem się. Ostrożnie chcę się wyswobodzić,
jednak nie wiem jak. Po dłuższej chwili zdaję sobie sprawę z tego, że zostałam
przygnieciona przez ciało mężczyzny, który mnie wcześniej prowadził. Ogarnia
mnie szok, a jednocześnie strach. W myślach próbuję poukładać, sobie, co się
stało. Dlaczego on upadł? Nie wiem czy bardziej przeraża mnie nie wiedza, jak
do tego doszło, czy to, że nieznajomy nie porusza się. Czy on żyje? Mrużę oczy
z nadzieją, że dzięki temu mój wzrok wyostrzy się. Dostrzegam na jego jasnej
koszulce jakąś plamę. Łudzę się, że nie jest to krew. Nic obok nas nie leży,
więc żadna rzecz nie mogła na niego spaść. Czy ktoś mógł do niego strzelić?
Jeśli tak, to dlaczego?
Niespodziewanie ciężar znika i za chwilę ktoś podnosi mnie z
podłogi. Nie widzę tej osoby, ponieważ stoi za mną. Po tym, jak z łatwością
mnie unosi, wnioskuję, że jest to mężczyzna. Nie jestem pewna czy dla kobiety
byłoby to taką łatwością. Zdmuchuję z twarzy kosmyki włosów, aby mieć
lepszy widok, jednak unoszący się kurz utrudnia to. Oczy zachodzą mi łzami,
więc mrugam kilkakrotnie. Udaje mi się dostrzec, że nieznajomy zaciąga mnie w inną
stronę, niż w którą biegną pozostali ludzie.
Hejo!
OdpowiedzUsuńO ile kojarzę to bohaterka ma zaklejone usta, więc raczej otworzyć buzi nie może, bo nic jej to nie da. XD Tak samo ciężko byłoby jej wypuścić powietrze przez usta, ale może jakoś zdjęła taśmę, moja pamięć jest zawodna. :/
Czyli jednak nie jest jedyna z takimi umiejętnościami (w sumie po prologu to było widać, skoro jej "przyjacielowi" zrobili pranie mózgu i wydawało się, że użył swojej mocy przeciwko niej). Ciekawe, co te wszystkie dzieciaki potrafią, czemu są takie wyjątkowe i co od nich chcą te typki.
Smutne, że Winter tak po prostu się poddała. Mogłaby opracować jakiś plan ucieczki (podróż w sam raz się na to nadaje, aż się prosi o wykorzystanie, a jej nie zabiją, bo namęczyli się, by została złapana, więc powinna z okazji skorzystać, a nie czekać na kolejny transport). Z chęcią bym poczytała, jak to planuje i pomału wciela ten pomysł w życie. Wiem, najwyraźniej ona nie należy do odważnych bohaterek, ale nie ma pojęcia, co oni z nią zrobią. A człowiek w obliczu zagrożenia (którym oni ewidentnie są) niezależnie od usposobienia czy aparycji, jest w stanie zrobić wszystko, walczyć do końca, natomiast w niej tego nie widzę. Tak trochę przez to traci na wyrazistości, ale to tylko moja opinia.
Raczej Winter nie powinno przeszkadzać, że nie może się ruszać, bo skoro nadal jest związana, to i tak sama nigdzie nie pójdzie. xD Dziwne, jakim cudem pozbyła się taśmy, bo mnie to ciekawi? xD Mogłabyś mi przypomnieć, bo nie kojarzę, żeby w jakikolwiek sposób udało jej się wyswobodzić, a tu nagle nie ma na sobie więzów. Wiem, czepiam się szczegółów, jak zawsze. xD
Czyli ci kolesie mają wrogów, to pewnie dwie organizacje - standardowo jedna zła, druga dobra. I ta zapewne "dobra", biorąc pod uwagę zachowanie tych, co ją złapali (czyli "złych"), postanowiła odbić te "niezwykłe dzieciaki". I dobrze, bo Winter sama nic by nie zrobiła, jest tak potulna, że gdzie by jej nie ustawili czy kazali iść, tam by stanęła/poszła. Trochę smutne. Ten gościu nie mówi nic, nie wyzywa jej, więc zapewne to ten "dobry".
Co tu więcej dodać - rozdział mi się podobał, czytałam go na jednym wdechu (zwłaszcza ten początek, bo był tak realistycznie napisany, że zapoznawanie się z nim to czysta przyjemność, dopiero potem zachowanie Winter trochę mnie dziwi i załamuje, przez co gorzej odbieram drugą część rozdziału). Czekam niecierpliwie na to, co wydarzy się dalej! <3
Uwagi:
" Niech mnie ktoś zabije, bo nie wiem, ile będę w stanie jeszcze unieść" - raczej "znieść" zamiast "unieść"
Poza tym jest zbyt dużo powtórzeń "się" w tych samych zdaniach oraz następujących po nich. Reszta miodzio. :D
Pozdrawiam cieplutko,
Lex May
Hejka ♥️
UsuńWinter odkleiła taśmę z ust od razu po tym, jak znalazła się w celi. Ten rozdział był tak dawno temu, że też nie dziwię się, że możesz tego nie kojarzyć.
To prawda, Winter nie jest jedyną osobą, która posiada takie umiejętności. O tym, czego ci ludzie od nich chcą, z czasem się wyjaśni.
To prawda, że bezczynność jest jeszcze gorsza, niż robienie czegokolwiek, nawet bezskutecznie. Niestety są ludzie, którzy wolą bezczynnie czekać na to, co się wydarzy. Winter w dodatku nic nie pamięta, nawet nie wie, kim jest. Jest zagubiona w tym wszystkim.
Z tego co pamiętam, to nigdzie nie napisałam, że Winter ma związane nogi. Ręce owszem, bo nie raz było o tym wspomniane.
Intencje mężczyzny, który pojawił się na końcu rozdziału, zostaną ujawnione w kolejnym :D
Cieszę się, że początek rozdziału wyszedł na realistyczny. Przyznam szczerze, że nie czuję się jeszcze w tym mocna, bo jeszcze nie zdarzyło mi się opisywać takich sytuacji. Mam nadzieję, że nie zrazisz się do postaci Winter i z czasem bardziej ją polubisz.
Staram się unikać tych powtórzeń, ale nie zawsze mi to wychodzi. Pracuję nad nimi i mam nadzieję, że się polepszy :D
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam cieplutko ♥️
Maggie
Hejka,
OdpowiedzUsuńJa mam wrażenie, że mamy do czynienia nie z dwoma organizacjami, ale tymi którzy łapią oznaczonych (tak będę nazywać ludzi z numerami) i buntowników, którzy jakimś cudem się albo uwolnili od porywaczy, albo po prostu nie dali się złapać.
Mnie tam zachowanie Winter przekonuje, nawet mi się podoba. Dziewczyna zapomniała całe swoje życie, właśnie była świadkiem morderstwa, a potem jeszcze zamknęli ją w ciemnej celi. Jakby nie patrzeć przeszła tyle, że nie jeden by zwariował. Wolę ją taką - bezbronną, naiwną niż heterę, która słysząc kroki na korytarzu jednego porywacza powaliłaby drzwiami, drugiego ogłuszyła uderzeniem, a trzeciego poddusiła łańcuchem, na końcu uciekłaby i została twarzą buntu... no takie rozwiązanie dla mnie nie zagrałoby.
Jak dla mnie historia zaczyna nabierać tempa i z każdym rozdziałem robi się jeszcze bardziej intrygująca.
Pozdrawiam,
G.
https://wkrainiecienaimroku.blogspot.com/
https://hell-is-empty-without-you.blogspot.com/
Hejka ♥️
UsuńZ jakimi organizacjami mamy do czynienia, to z czasem i nasza bohaterka się dowie, ale nie prędko :D
Również uważam, że taka wersja Winter jest lepsza, niż gdyby była dziewczyną, która niczego się nie boi, tym bardziej, że nic nie pamięta. Ciężko jest się jej odnaleźć w świecie, o którym na chwilę obecną nic nie wie.
Pozdrawiam również!